I wanna be the very best!
Pokemony to fenomen, który trwał bardzo długo i myślę, że to jeden z nielicznych przykładów, jaki jest rozpoznawalny na całym świecie. Szał dzieciństwa rocznika lat 90, gdy tylko wybijała godzina emisji anime, podwórka pustoszały. Każdy dzieciak chciał być trenerem swojego własnego kieszonkowego stworka. Zaczęło się od zbierania Tazosów z czipsów, potem kart dedykowanych do specjalnej karcianki, aż do gier. I tu dochodzimy do sedna sprawy. Nintendo, niepodzielnie króluje jako jedyny właściciel do tej marki. Gry z tej serii zobaczymy na GameBoy’u, pierwsze Blue, Green, Red i Yellow, potem GameBoy Color z Silver, Crystal i Gold. Na GB Advance: Saphire, Ruby, Emerald. W międzyczasie na Nintendo 64 pojawiły się dwie gry, jedna to SNAP, a ta drug jedna z moich ulubionych po dziś dzień Pokemon Stadium i Stadium 2. Można by tak wymieniać i wymieniać, wraz z kolejnymi konsolami Nintendo pojawiały się nowe generacje kieszonkowych stworków, a co za tym szło nowe odsłony gier. Dziś będzie jednak o grze, której udało się pobić swój pierwowzór! Pokemon Let’s Go Pikachu/Eevee na Nintendo Switch!
Like no one ever was!
Nowe Pokemony to gra stara i nowa jednocześnie. Wszyscy Ci, którzy grali w tzw. Yellołki, będą wiedzieli o czym piszę. Stara bo fabuła nie uległa zmianie w jakiś wielki sposób. Jesteśmy nowym trenerem, który to od profesora Oak’a otrzymuje pierwszego Pokemona i ruszamy w świat stać się najlepszym ze wszystkich. Na naszej drodze oprócz stworków, które są rzadsze bądź bardziej pospolite, stanie nam na drodze jeszcze Zespół R! (ang. Team Rocket). Porozwiązujemy także trochę zagadek, ale nie są one trudne. Nowa zaś, a no właśnie, nowa bo mocno uproszczone względem pierwowzoru, to samo tyczy się niekiedy momentów w samej fabule, nie, nie jest to minus bo wszystko przeprowadzone jest tak bardziej „bajkowo”. Można powiedzieć, że gra nawiązuje teraz o wiele bardziej do anime emitowanego w telewizji niż wcześniej w pierwowzorze na GameBoy’a. Zmianie uległ także sposób trenowania naszych stworków.
To catch them is my real test,
To train them is my cause!
Jak zatem wygląda to wszystko od strony praktycznej? Lepiej niż można by się spodziewać. Zapewne doszły Was słuchy, że system łapania pokemonów nie opiera się już na walce i osłabianiu ich, a dopiero potem rzucaniu pokeballem. To prawda zastąpiono to mechaniką wyjętą z Pokemon GO. Wielu fanów, w tym także ja burzyło się na tę myśl, jednak po zagraniu muszę przyznać się do niepotrzebnego hejtu! Mechanika ta sprawdza się doskonale, stworki są widoczne podczas poruszania się po mapie, więc widzimy co łapiemy i nie musimy bez namysłu nurkować ciągle w trawie, nie wiedząc co się pojawi. To bardzo ułatwia schwytanie tego czego właśnie chcemy. Jeśli zaś chodzi o levelowanie poksów, to także nalezą się pochwały. Nie musimy po raz setny atakować i walczyć z Digletem, żeby uzyskać jakąś marną ilość punktów expa. Zastąpiono to mnożnikiem, który wraz z silniejszym i rzadszym Pokemonem, którego pochwycimy dodaje naszemu aktywnemu składowi niezbędnego doświadczenia aby stawać się silniejszym. Dodatkowo jest też widoczne rozróżnienie tego, które Pokemony są małe, a które wrośnięte. To także wpływa na mnożnik, więc warto to mieć na uwadze. Pozbyto się także HM’ów. Co jest kolejnym udogodnieniem, ale także ułatwieniem. Teraz wszystkich tych „sztuczek” uczy się nasz przekokszony Pikachu bądź w drugiej wersji Eevee. Tak dobrze czytacie tu wkrada się pierwszy minus gry. Jest łatwa bo naszego tytułowego stworka możemy tak wymaksować ze statystykami i nauczyć prawie każdego ataku, że samym nim jesteśmy w stanie pokonać nie małą ilość przeciwników. Tak naprawdę myślę, że to jedyny główny zarzut dla tej gry.
I will travel across the land,
Searching far and wide
Połączenie mechaniki znanej z Pokemonów na telefon wiązało się z ciekawym przedsięwzięciem. W jednym z miast w oryginalnej grze na GameBoy’a było tzw. Safari, czyli miejsce gdzie łapaliśmy je występujące tylko w tymże rezerwacie, w wersji Swichowej zrezygnowano z odtwarzania tego motywu i wykorzystano coś zupełnie innego. Możemy zsynchronizować swoją konsolę z telefonem za pomocą Bluetootha, i przesłać złapane stworki z Pokemon GO, do gry na konsolę. Przyznam, że byłem temu przeciwny bo łatwo w ten sposób uzupełnić sobie Pokedex, ale zawsze jest jakiś haczyk! Tu w postaci osłabienia w znaczącym stopniu przesłanych Pokemonów. Ich siła nie jest równoznaczna z tą, która odzwierciedla się w aplikacji na telefonach, także nie ma co się łudzić, że w trudach uciułane candy by ewoluować Charizard’a w GO, którym roznosiliśmy tam Gymy, na Switchu nam coś pomoże. Jeśli jesteśmy już też przy różnicach, to o wiele łatwiej jest też trenować, na mapie znajduje się taka ilość trenerów, która w zupełności wystarczy aby nie łapać żadnego Pokemona w celu expienia. Całą grę praktycznie wiedziałem jaki chce mieć skład więc podróżując od Gymu do Gymu, po odznaki spokojnie wbiłem 66lvl do momentu startu w PokeLidze. Zmieniły się także wspomniane HM’y nie zaśmiecają nam już miejsca na prawdziwie przydatne ataki u Pokemonów. Zastąpiły to tzw. Sekretne techniki, których uczy się nasz tytułowy stworek. Kolejną zmianą jest także pojawianie się zespołu R (Jessi i James’a no i Mowtha), w sekwencjach typowo fabularnych, dzięki temu czujemy się jakbyśmy odgrywali anime. Jest jeszcze jeden dodatek, który uważam za zbędny. Na samym końcu otrzymujemy Mega Ewolucje znane z serii X/Y. Czy jest to potrzebne? Moim zdaniem zdecydowanie nie, bo w „oryginale” tego nie było. Biorąc jednak pod uwagę, że młodszy odbiorca miał odczynienie wyłącznie z nowszymi seriami wprowadzenie tego do remake’u było zabiegiem czysto marketingowym mającym na celu utrzymać młodego gracza przy tytule.
Each Pokemon to understand
The power that’s inside!
Pozostaje nam do omówienia jeszcze kwestia wizualna i związana z audio. Ścieżka dźwiękowa, to uwspółcześniona i znośna wersja tego co mieliśmy na GB. Nie męczy uszów, a jej delikatne brzmienie w tle dodaje sentymentu. Oprawa wizualna to coś co trudno ocenić obiektywnie. Switch to nie PS4 ani Xbox OX, ale kurde te Pokemony wyglądają naprawdę niesamowicie! Od lat czekaliśmy aby Chraizard wyglądał jak ten z anime! Ataki tak samo, są wykonane z niesamowitą dbałością, dzikie pnącze Bulbazaura, na ekranie widzimy jak nasz stworek wykonuje ten ruch a pnącza atakują przeciwnika. Hydropompa od Blastoisa, widzimy jak wypuszczą ją w stronę przeciwnika! Aż przyjemnie patrzy się na te walki, dzięki temu nie nudzą nas one, i z niecierpliwością wyczekujemy kolejnego wykonanego ataku przez naszego poketa. Miasta, jaskinie i inne miejsca, po których się poruszamy to także kawał świetnie wykonanej pracy. Charakterystyczna przynależność kolorystyczna każdego z miast, nie została utracona względem oryginału, w Let’s Go także możemy ją zaobserwować dzięki jednolitym dachom na budynkach. No i ta radocha kiedy wypuścimy Pokemona z Pokeballa żeby za nami podążał w trakcie wędrówki! Miód na moje oczy zarówno w doku na pełnym ekranie i w rękach podczas trybu handheld!
Pokemon!
Gotta catch em’ all!
Na podsumowanie dodam jeszcze, że część gry grałem za pomocą PokeBall’a dodawanego do specjalnej edycji gry. Doświadczenia z gry są bardzo interesujące, wibracja podczas chwytania, czy zapalenie się odpowiedniego koloru diod adekwatnego do typu Pokemona na urządzeniu to kapitalny pomysł i pogłębia imersje z gry. Natomiast sama mechanika wykorzystania tego to świetny pomysł ale jest jakby słabo dopracowany, tak jak wcześniej rzucanie Pokeballem aby łapać stworki miało na celu zwiększenie doświadczeń i większe utożsamienie się z bohaterem w grze, tak niestety jest opatrzony swego rodzaju niedociągnięciem i nasz „rzut” nie zostanie do końca wyłapany i zaczytany przez czujnik ruchu. No i samo sterowanie analogiem na małej kulce, nie ukrywajmy urządzenie nie jest wielkich rozmiarów, może stwarzać problemy z precyzyjnym poruszaniem się po mapie.
Czy jednak znając te wady zarówno gry jak i urządzenia poleciłbym Wam Pokemon Let’s Go Pikachu/Eevee? Zdecydowanie tak! Uproszczenia i małe niedociągnięcia zdecydowanie nie wpływają na ogólną radość jaka płynie z ogrywania nowych Pokemonów. Fani długo musieli czekać na taką odsłonę, gdzie rzeczywiście poczujemy się jak trener Pokemon!