Ni no Kuni II: Revenant Kingdom | Recenzja PS4

Gra powieść

Od jakiegoś czasu zbierałem się do zrecenzowania tego jrpg’a. Nie do końca byłem tego przekonany, czy w ogóle o tym pisać, wszak jego recenzji jest pełno w internecie, każdy jednakowo chwali grę. I wiecie co zrobiłbym kardynalny błąd! Po ukończeniu już wiem dlaczego ta gra dostaje same 10! Zapraszam was na magiczną przygodę pełną emocji, pełną charakteru, pełną wyrazistych postaci. Przygodę gdzie każdy zakątek jest warty aby go odwiedzić. Świat który inspirowany jest postaciami i scenariuszem studia Ghibli, godnym okrzyknięcia go na równi wspaniałym co sławne filmy animowane. Opowieść, która zostanie z wami na długie lata.

Co za cudowny świat!

Opowieść rozpoczynamy od momentu gdy prezydent bliżej nieznanego nam państwa, wraca ze spotkania dotyczącego stosunków pokojowych między krajami. Nie wszystko poszło tak jak powinno, a Prezydent Roland, bo tak ma na imię, wraca rządową limuzyną do swojego państwa. I tak też się ona rozbija, tyle, że w wyniku katastrofy, która spadła na ojczyznę Rolanda. Zrzucono bombę atomową. Sam wybuch jak i fala uderzeniowa równa kraj z powierzchnią ziemi. Nasz bohater po chwili zamroczenia budzi się tuż po wypadku, ledwo co zdążył otworzyć oczy i widzi jak niespotykana moc wciąga go i przenosi do innego świata.

Budzimy się w środku jednej z komnat zamku królestwa Ding Dong Dell, w której ni stąd ni zowąd pojawia się młody chłopak z kocim ogonem oraz kocimi uszami. Prezydent zaskoczony całą sytuacją próbuje się dowiedzieć gdzie jest, jak tu trafił oraz co to za miejsce? Jednak powstrzymuje go przed tym intryga, w środku której niespodziewanie się znalazł. W zamku wzniecono bunt! Pod przywództwem Mausinger’a, ród myszokształtnych obywateli buntuje się przeciwko obecnej władzy. Z marszu zostaje wydany nakaz aresztowania i zgładzenia przyszłego, młodego króla Evana, którego to mieliśmy okazję poznać nieco wcześniej w jego komnacie. Roland nie czekając aż młody następca tronu otrząśnie się z szoku wywołanego buntem, postanawia pomóc mu uciec z zamku, oczywiście nie jest w tym sam i wszyscy trzeźwo myślący oraz zaprzyjaźnieni poddani pomagają naszej dwójce bohaterów uciec jak najdalej od czyhającego niebezpieczeństwa. Jedną z nich jest Nella, opiekunka młodego księcia, która w trakcie ewakuacji oddaje życie by chronić swojego podopiecznego. Zdruzgotany Evan, obiecuje swojej opiekunce na łożu śmierci, że wybuduje nowe piękne królestwo gdzie nikt nie będzie już cierpiał i wszyscy będą żyć tam szczęśliwie po wsze czasy! Tak oto wyruszamy w podróż, podróż mającą na celu odnalezienie swojego miejsca w świecie.

Tu na razie jest ściernisko…

Jak wygląda sama gra? To bardzo rozbudowany tytuł, mamy tu klasyczne podejście do jrpg, wydarzenia, cutscenki, walki z potworkami. Przerywniki informują nas o postępie w fabule, różnego rodzaju akcje poboczne jak zbieranie skrzynek na mapie też jak to zwykle bywa w tego typu grach. Bardzo klasycznie. System walki – chyba jedna z głównych atrakcji tej gry. Rozegrany w czasie rzeczywistym, sterujemy naszą postacią zadając silne lub słabsze ataki, oprócz tego do dyspozycji mamy umiejętności specjalne przypisane pod dodatkowym menu. Bardzo fajnym i przemyślanym elementem jest wprowadzenie do walki równocześnie trzech broni! Możemy swobodnie się między nimi przełączać przytrzymując L2. Nasza broń kumuluje energię wyrażoną w procentach, gdy uzyskamy maksimum nasze ataki są silniejsze, wpadają częściej krytyki, a nasze dodatkowe umiejętności zostają wzmocnione. I tak akcja toczy się do momentu aż nie postanowimy stworzyć własnego królestwa, eksplorujemy mapę półotwartego świata, zdobywamy przedmioty, punkty doświadczenia i nowych przyjaciół którzy pozwolą nam rozwinąć nasze własne królestwo.

Gdy dotrzemy już do odpowiedniego momentu w fabule, nasza rozgrywka ewoluuje. Z zwykłego jrpga, przemienia się w grę taktyczną. Dostajemy możliwość mobilizowania i dowodzenia podległych nam wojsk, które reprezentowane są przez rożne specjalizację, swordmasterów, defenderów, magów, czy łuczników (jest ich więcej). Rozmieszczone na mapie świata sztandary symbolizują kiedy możemy przywołać wojsko i ruszyć po chwałę w bitwach. Czy to obalając bandytów, czy potwory, które potrafią się organizować w silne jednostki, coś ala stada stające nam na drodze. Oczywiście nie jest to tylko bonus zapychający grę, choć czasem odnieść można takie wrażenie, użyty jest też w odpowiednich momentach fabularnych w bardzo przemyślany sposób. Demonstrując naszą potęgę możemy pchnąć rozwój wydarzeń dalej.

Znów przechodzimy do następnej ewolucji, tym razem dostajemy menager swojego własnego królestwa! Zaczynamy od małego zameczku by w trakcie gry rozbudowywać go do potęgi ekonomicznej, technologicznej i wojennej na kontynencie. Od prostych budowli, sklepów czy farm, do uniwersytetów, które usprawniają nasze miasto. Każdą budowlę możemy oddać w ręce naszym mieszkańcom, to jeden z głównych czynników warunkujących nasz rozwój, im więcej uda się nam pozyskać wyspecjalizowanych obywateli tym bardziej możemy rozwijać swoje królestwo. Tych zaś możemy rekrutować poprzez odwiedzanie innych metropolii i wykonywaniu zadań jakie zlecają nam przyszli obywatele. Od ubicia jakiegoś monstra, po przyniesienie odpowiednich przedmiotów do stworzenia określonej rzeczy w naszym warsztacie, wszystko jest ze sobą połączone jak jeden organizm. Wielkie brawa!

No ale przyczepić się też do czegoś trzeba, jak już wspomniałem, w pewnych momentach czujemy, że dodano coś na siłę. Tak jak w przypadku tych walk taktycznych, tak w przypadku rozwoju miasta. Musimy rekrutować określoną liczbę mieszkańców, a co za tym idzie chcąc nie chcąc będziemy zmuszeni wykonywać zadania poboczne, i o ile gdy nie są czaso ani pracochłonne to nie ma w tym nic złego. Gorzej gdy chcemy pozyskać mieszkańca, ale aby to wykonać musimy mu przynieść przedmiot, którego nie zdobędziemy na mapie świata. I tu rodzi się pewien paradoks gry. Aby zdobyć ten przedmiot, dajmy na to kwiat, trzeba ulepszyć ogród z kwiatami w naszym mieście, ale żeby móc go ulepszyć potrzebujemy większej liczby mieszkańców by podnieść poziom naszego królestwa. W początkowych etapach gry nie jest to jakoś bardzo upierdliwe bo zawsze można pozyskać człowieka gdzie indziej, lub nie ma aż takich wymagań, na końcu gdy już wybudujemy wszystko też da się to znieść trzeba tylko troszkę cierpliwości. Jednak w środkowym etapie gry jest to dość uciążliwe i czy tego chcemy czy nie, będziemy szukać zupełnie innych osób, które chcą dołączyć do naszego państwa niż w danej chwili byśmy chcieli.

Uczę się od najlepszych!

Grafika, ten element Ni no Kuni II, to zdecydowanie coś wspaniałego! Inspiracja studiem Ghibli jest tak olbrzymia, że wszędzie widzimy odniesienia do kultowych filmów. Od projektu postaci, po specyficzny styl świata. Kreska potworów czy naszych małych podopiecznych, którzy wspomagają nas podczas walki, wygląda zupełnie jak wyjęta z filmu animowanego! Wspaniałe doświadczenie, dodatkowo mimo rysunkowej grafiki nie mamy tu wrażenia, że poruszające się postacie to „kartki” są to pełnoprawne obiekty 3D dopracowane w tak najdrobniejszych szczegółach, że gdy to zobaczyłem pierwszy raz zaniemówiłem. Ten namalowany świat wchłania niczym czarna dziura światło i pierwsze wrażenie, które może lekko odstraszać jak to zwykle bywa nawet w filmach, mija bezpowrotnie po krótkiej chwili. Naszych bohaterów nie jesteśmy w stanie nie lubić! Mimika twarzy, ekspresja emocji czy głosy (zarówno japońskie i angielskie) nadają takiego charakteru grze i całemu światu przedstawionemu, że nie sposób mu się oprzeć. Co ważniejsze wsiąkamy w niego niczym w świat z filmów studia Ghibli. Jest jednak pewne ale…., kto nie zna tego stylu graficznego, kreski i tego jak kreowane są postacie przez animatorów studia, może poczuć, że to nie jest gra dla niego. Wyrazisty styl graficzny nie każdemu może przypaść do gustu, i jeśli nie widzieliście żadnego dzieła jak „Księżniczka Mononoke”, „Ruchomy zamek Hauru”, „Grobowiec świetlików”, czy osławionego „Spirited Away: W krainie bogów”. Możecie nie odnaleźć pełni smaczków jakie zostały zaimplementowane w graficzne przedstawienie świata w Ni no Kuni II.

Lokacje, mimo tego, że często nie są jakieś wielkie, są za to pełne! Mam na myśli nie uświadczymy tutaj niedoróbek! Każde miejsce posiada bogate wykończenie pełne detali, czy to drzewa czy trawy albo inne charakterystyczne dla danego regionu elementy, rzeczy do zbierania, niezbędne do krafotowania przedmiotów, świątynie, czy ogromne monstra czekające na pokonanie. Tak pełnego świata w jrpgu jeszcze nie widziałem! Pozostaje wspomnieć na koniec tylko o małym minusie. Tak naprawdę w całym świecie z wyjątkiem kilku lokacji spotkamy się tymi samymi stworkami tylko w rożnych wariacjach. Gdyby tak postarano się o większą różnorodność byłoby idealnie!

Zbudujemy lepszy świat!

Jak wspomniałem na początku popełniłbym wielki błąd nie pisząc recenzji Ni no Kuni II: Revenant Kingdom. Gra mimo kilku małych wad, posiada nieprawdopodobną moc przyciągania na dłuuugie godziny do konsoli. Piękny pełny świat, wspaniała fabuła, świetny system walki, który jest satysfakcjonujący. Myślałem, że pretendent do gry roku 2018 jest tylko jeden, ale okazuje się, że wybór wcale nie będzie taki prosty. Evan i jego przyjaciele, pozostawiają po zakończeniu gry emocjonalną pustkę, zupełnie jak po przeczytaniu sagi naszych ulubionych książek, po obejrzeniu filmu, który tak bardzo lubimy. Pozostawia niedosyt i chcemy tam wrócić. Wrócić do tego świata i przeżyć tą niezapomnianą i malowniczą przygodę pełna, pasji energii i emocji. Z czystym sumieniem mogę polecić tę grę, bo warta jest Waszego czasu i pieniędzy.

Kto nie kupił swojego egzemplarza polecam zainwestować w edycje kolekcjonerską, którą sam posiadam. Jest bardzo bogata w zawartość! Figurka pozytywka, płyta winylową z muzyką z gry, przepiękny steelbook, pocztówki z królestwa króla Evana, oraz fenomenalny i ogromny artbook z grafikami! (+ dodatki cyfrowe)

PLUSY

MINUSY

Fabuła

Wymuszone zadania poboczne

Grafika

Powtarzalność stworków

Rozbudowanie gry

 

Postacie

 

Inspiracja studiem Ghibli

 

System walki

 

 

GALERIA

Możliwość komentowania została wyłączona.