Historia serii Devil May Cry

           DMC. Jakie są pierwsze skojarzenia z tym skrótem? Fanom nie trzeba więcej jak ułamka sekundy by rozszyfrować go i przywołać wspomnienia, które budzą nostalgie a zarazem ekscytację. Bez tej gry nie doczekalibyśmy się takich hitów jak God of War, Bayonetta, Ninja Gaiden czy Dante’s Inferno. W wielu kręgach graczy przygody Dantego są owiane legendą i kultem, a fanowskie teorie dotyczące zarówno tła jak i samych bohaterów, można by spisać w grubych tomiskach i czytać jak powieść. Jak więc narodziła się ta legenda?

DMC

         W 1998r. Po ukończeniu prac związanych z Resident Evil 2, rozpoczęto działania nad roboczym tytułem o nazwie „Team Little Devil”, pod nadzorem Hideki Kamiy. Ten po rocznej przerwie od horrorów postanowił ponownie zając się sławną marką Capcomu. Pierwotnie miał to być spin-off marki RE, a wczesne prace badawczo rozwojowe kierowały deweloperów do Hiszpanii, gdzie mieli oni zaczerpnąć pomysły na wygląd lokacji takich jak zamki dla samego tła środowiskowego, czy gotyckie motywy, które później znajdowałyby się w grze. Ogólne pomysł był taki, że gra miała posiadać zupełnie nowy styl. Miał być świeży, ekstrawagancki i odjazdowy. Skupiony głównie na walce, gdzie bohater dzięki biotechnologii zyskuje nadludzkie moce, którymi będzie mógł masakrować swoich wrogów. Całokształt odchodził jednak zupełnie od tego co zwykle prezentowało sobą RE. Nawet sam pomysłodawca nie był w stanie połączyć ze sobą idei gier z zombi z nową koncepcją tak aby trzymało się to wszystko marki RE, które wtedy było jeszcze pełnoprawnym horrorem. Nawet nazwa głównego bohatera coraz mniej zaczynała pasować do całokształtu. Imię Tony jakie miał nosić nasz mocarny wojownik nijak miało się do gotyckiego ciężkiego klimatu jaki gra miała prezentować. Kamiya podjął wtedy trudną ale jakże dobrą decyzję! Musiał odciąć tę pępowinę, która go ograniczała i wydać ten pomysł na świat pod zupełnie nową marką. Tak właśnie 23 Marca 2001 roku, narodził się Dante, a my otrzymaliśmy Devil May Cry!

Nie sposób jednak nie zauważyć, że gra czerpie ze swojej genezy horroru. Większość lokacji a także cut scenki przypominają swoim wyglądem scenerie żywcem wyjętą z filmu grozy. Nawet sam bohater, któremu imię nadano do po sławnym pisarzu „Boskiej Komedii” jest tu bardziej poważny i jeśli dobrze zliczyć to w przeciągu całej gry żartuje może ze trzy razy. Daleko mu do tego wykreowanego później wizerunku.

Kolejnym krokiem do sukcesu Dantego była rosnąca popularność konsoli Sony. Fakt, że tytuł pojawił się jako gra ekskluzywna dodatkowo napędzał świadomość ówczesnych graczy o wyjątkowym i dopracowanym produkcie. Jego koncepcja sprawiała także, że gracze poczuli powiew świeżości. Żadna dotychczasowa gra nie oferowała tego co DMC. Dynamiczne walki, w których było czuć siłę naszego bohatera. Wykorzystanie broni białej i palnej by jak najefektowniej i najskuteczniej pokonywać przeciwnika. Nauka i przewidywanie ataków wroga oraz poziom trudności, który był wyśrubowany sprawił, że gracze szybko pokochali przygody Dantego. Dodatkowo sam zarys postaci pewnego siebie do granic możliwości i mocno zarozumiałego pół demona pół człowieka dawały konsoli Sony hit nie do przebicia.

DMC2

         Jako, że nie zabija się kury co złote jajka znosi, fani nie musieli długo czekać na kontynuację. Niechciany syn czyli DMC2. Tyle, że tym razem tą kurę ktoś podmienił na inną, złotego jajka już nie było. Z niejasnych powodów odsunięto Kamiye od prac nad kontynuacją. Zastąpiono go najpierw jakimś anonimem a następnie Itsuno Hideaki’m. To właśnie jego przydzielono by nadzorował część drugą (jak i pojawiające się w przyszłości kolejne). I fakt, faktem pomijając już narzekania graczy na fabułę, którzy oczekiwali więcej Dantego w Dante, nie sposób odnieść wrażenia, że w drugiej części coś poszło nie tak… początkowo upatrywano tego w zatraconym gotyckim klimacie, który zastąpiono nowoczesnym miastem, świat stał się większy, a co z tym idzie spadła jakość detali w lokacjach. To z kolei prowadziło do nieodpartego wrażenia, że gra jest niedopracowana. Zurbanizowany klimat dał się także we znaki przy tworzeniu wrogów. Teraz zamiast walczyć z wielkim pająkiem demonem, mierzmy się z helikopterami czy czołgami opętanymi przez siły nadprzyrodzone. To wszystko dało by się przełknąć, gdyby nie gwóźdź do trumny całej gry. Uproszczony poziom trudności, tam gdzie w jedynce gracze czuli wyzwanie i testowali swoją cierpliwość oraz umiejętności, w dwójce mieli wrażenie nudy i spacerku podczas, którego omijamy kamyczki na chodniku. Nie bez kozery więc DMC2 zostało okrzyknięte najsłabszą odsłoną serii. To jak twórcy rozminęli się z oczekiwaniami graczy to fenomen na ówczesną skalę gier wideo. Do dziś dzień trudno to zrozumieć. Jedynej logicznej i sensownej przyczyny takiego stanu rzeczy można doszukiwać się w czasie w jakim druga część powstała. Hideaki’emu na ukończenie projektu zostało niecałe 5 miesięcy aby w ogóle wydać grę! Patrząc na to w jakim pogorzelisku pozostawiono kod, i tak uznaję się za cud, że druga część pojawiła się na czas. Pojawiły się także narzekania graczy na pojawienie się Luci. Jednak mało kto wie, ale za ten proceder winni są także po części sami gracze. Wynikiem wprowadzenia podzielonej kampanii, na dwoje bohaterów były głosy krytyki względem pierwszej odsłony. Gracze chcieli grać Trish. Tak więc w studiu posłuchano tych głosów ale jednak chyba troszkę jak w trakcie zabawy w głuchy telefon, nie całkiem dokładnie.

DMC 3

         Kiedy wszyscy myśleli, że diabelskie szczęście opuściło załogę Capcomu, Itsuno Hideaki wraz z zespołem odpowiedzialnym za kontynuację, postanowił pomóc temu szczęściu i wyciągnęli oni wnioski ze swojej porażki. Przemyślano i przeanalizowano za co gracze pokochali DMC, oraz co poszło nie tak w kontynuacji. Nie było jednak tak łatwo wrócić w łaski jak może się wydawać. Same obietnice, że deweloperzy nauczyli się na błędach nie wystarczyły by przekona do siebie zrezygnowanych graczy. Na kampanię promującą 3 część wydano miliony dolarów. Dantego reklamowano i w telewizji i prasie dla graczy. W jednym z wywiadów przeprowadzonych z Tsuyoshi Tanaka (producentem gry), głównym a zarazem najważniejszym motywem gameplayu miało być poczucie kontroli nad używanymi broniami, w nowy efektowny sposób. I tak po intensywnych przygotowaniach analizach i całej masie marketingu w 2005 roku diabeł zapłakał po raz trzeci. Ponownie podniesienie poziomu trudności wpłynęło bardzo pozytywnie na odbiór nowej odsłony przygód Dantego. Gracze na całym świecie zakochali się nie tylko w młodym, przerysowanym i diabelsko aroganckim bohaterze ale także w ponownym powrocie do gotyckiego klimatu znanego z jedynki. Kolejną zmianą na plus jak przyznali także aktorzy grający główne postacie Reuben Langdon podkładający głos dla Dantego oraz Daniel Southworth dla Vergila było wykorzystanie technologii motion capture, dzięki czemu wyrazistość postaci i oddanie ich unikalnego charakteru było możliwe w sposób jak nigdy dotąd w serii. Po sukcesie Devil May Cry 3: Dante’s Awakening sprzedanym w 1.3 milionach kopii, najpierw 24 Stycznia wydano DMC3 Special Edition, zawierającą dodatkowe elementy jak możliwość zagrania Vergilem. Zaś trochę później 28 czerwca 2006 roku wydano wersje na komputery osobiste. Interesujące jest to, że grę na system Windows wydał Ubisoft, charakteryzowała się ona lekko usprawnioną grafiką, a odpowiedzialne za to zadanie było studio SourceNext. Ciekawostką jest to, że to Europejczycy doczekali się odsłony na PC wcześniej o dwa dni niż Amerykanie i sami Japończycy. I był to debiut lekko mówiąc słabo udany, gra potrafiła mocno kratkować nawet na mocniejszym sprzęcie z tamtych czasów, zdarzały się także problemy podczas podpięcia padów i zamiany funkcjonalności gałek analogowych. Podobno jakieś łatki ratowały sprawę no ale cóż tego Wam nie potwierdzę bo ja ogrywałem DMC3 na PS2, a tam wszystko było jak trzeba!

ANIME

         Sukces, porażka, sukces. Taką właśnie sinusoidą wykazywała się seria. Jak wskazuje prawidłowość matematyczna nie inaczej mogło być z dwunastoodcinkowym anime. Na fali sukcesu trzeciej części Capcom spróbował swoich sił w tej dziedzinie, ale bazująca na dynamicznej walce i charyzmatycznemu bohaterowi gra nie miała nic wspólnego z animacją. Serial nie mógł się się tym poszczycić, a wręcz przeciwnie. Scenariusz był stosunkowo nudny, a sam Dante wydawał się nad wyraz patetyczny i spokojny. Nie dominował tu akcja jak ww. grze, a raczej ślamazarne tempo. Jeśli miałbym wybrać coś co przypadło by fanowi serii do gustu z tej adaptacji to zdecydowanie intro, oraz rysunkowe odwzorowanie Rebeliona.

DMC4

         Kilka lat później nastała wyczekiwana przez wielu graczy nowa generacja (siódma) konsol do gier. Moment, w którym konsola Microsoftu złapała wiatr w żagle, tak mocny, że popłynęła na równi, może nawet szybciej i dalej niż konkurent w postaci PS3. Nie mówimy tu jednak o sprzęcie a o DMC. Trzy lata po trójce nadszedł ten moment gdy wielbiciele Dantego zobaczą go w nowej jakości. 25 kwietnia 2008 roku diabeł znów zapłakał, ale tym rzem nie tylko on, o tym jednak za chwilę. Scenarzystą czwartej odsłony został Bingo Morihashi, to on w głównej mierze odpowiadał za lwią część historii, na szczęście utrzymano głównego dyrektora, (Itsuno Hideaki) serii, na stanowisku. Bo gdyby nie to gra znów mogłaby podzielić los niechcianego dziecka czyli dwójki. Było blisko ponieważ Capcom nie przewidywał aby Dante pojawił się w grze. Jako, że był to pierwsza gra z serii wydana jako miltiplatforma (PS3/Xbox360/Windows), chciano aby wprowadzała nowy start historii a także, wniosła do rozgrywki nowości jakie oferowały nowe sprzęty. Tak właśnie pojawił się Nero główny bohater 4 części. Burzliwe dyskusje z producentem Hiroyuki Kobayashi’m sprawiły, że pojawił się także Dante. Obawiał się on, że zabrnie graczom ich idola z ukochanej serii może spowodować bardzo negatywne wrażenia w stosunku do całokształtu gry. Cóż nie sposób się dziwić jego obawom, ponieważ najpierw dostajemy bohatera na miarę hitu, a następnie znika? Nie wszystkie decyzje były jednak tak przemyślane jak utrzymanie syna Spardy „przy życiu”. Z racji ekonomicznego punktu widzenia wydanie gry na jedna platformę oznaczało mniejsze zyski, z drugiej jednak zespół średnio radził sobie z produkcją gier pisanych na Xbox’a 360 jak i również PC. Kuriozalnie bo gra bazowała na silniku typowym dla Windowsa. Sam design lokacji nie pozostawiał nic do życzenia a użyty silnik MT Framework spisywał się doskonale, jednak wciąż pozostała obawa zespołu co do pewnej ważnej kwestii. Kontroler. Nie przeszkodziło to jednak Capcomowi wydać DMC na obu platformach. A co by uspokoić sumienie główny dyrektor do spraw strategii, oznajmił, że gry nie będą różniły się niczym, prócz możliwym „the feel of the controller”, czyli na polski mówiąc. Odczuć płynących z grania na innym padzie niż dotychczas.
Co więc zmieniło się w samej mechanice gry? Bohater posiadał demoniczną rękę, która usprawniała system walki o nowe możliwości. Dużo bardziej zbilansowany poziom trudności. Nero, zamiast dostawać nowe bronie po pokonaniu bossów, rozwijał zdolności swojego Devil Bringer’a, czyli wcześniej wspomnianej ręki. Podjęto także bardzo dobrą decyzję jeśli chodzi o balans siły bohaterów. Grając Dante, zauważymy, że jest on jak na weterana przystało mocniejszy i silniejszy niż Nero, który dopiero stawia pierwsze kroki w masakrowaniu demonów. Podjęto również też złą decyzję a mianowicie backtrackig. Zarówno Nero i Dante pokonują te same mapy i tych samych bossów. Pójście na łatwiznę ale więcej o tym będziecie mogli przeczytać w recenzji Znas’a o DMC4 🙂

CHRONOLOGIA

         W opisywaniu całej historii skupiłem się tylko na grach głównych, bo zapewne jak wiecie od czasu siódmej generacji DLC stało się powszechne. Rozszerzanie fabuły w płatnych dodatkach nie jest czymś co popieram, ale z racji tego, że takie były to winien Wam jestem przedstawienie pełnej linii fabularnej wraz z nimi. Tak naprawdę to tylko DMC4: Special edition dodawała historię Vergila, Trish i Lady. Jednak da się bez tego żyć i w pełni cieszyć grą bez tego. Pozwoliłem sobie także ominąć HD remastery pierwszej trylogii, oprócz podniesionej rozdzielczości nie wnosiły nic nowego, jedynie warto zaznaczyć, że takowe są. Przemilczę także sprawę pewnej nowelki w postaci mangi bo szkoda na to Waszego czasu. Tak więc historia prezentuję się następująco:

1. Devil May Cry 4: Special Edition – historia Vergila
2. Devil May Cry 3
3. Devil May Cry
4. Devil May Cry: The Animated Series (Anime)
5. Devil May Cry 4 + historie dodane w specjalnej edycji: Trish i Lady
6. Devil May Cry 2

Widać więc wyraźnie, że czwarta cześć została wpleciona podwójnie ale jak wspomniałem wcześniej nie jest konieczne ukończyć DLC by cieszyć się fabułą. Równie dobrze możemy także pominąć anime, bo nie wnosi ono nic konstruktywnego, ale też dla ścisłości je tu umieściłem.

Na sam koniec został nam pewien rodzynek! Reboot serii czyli nie sławny DmC: Devil may Cry. Jeśli bardzo chcecie go zaklasyfikować na taj liście powyżej to przypuszczam, że znalazłby miejsce pomiędzy numerem 1 a 2. Poniżej znajdziecie także pewne ciekawostki z nim związane.

DmC

         Rok 2013 przyniósł nam nieoczekiwany sukces i zawód jednocześnie ponieważ DmC określiłbym mianem gry 50/50. Ma dokładnie tyle samo zwolenników co przeciwników. Puryści Dantego uznają ten „tworek” za niewybaczalny błąd Capcomu, nawet bardziej niż cześć 2. Możliwe, że winny jest temu sam Capcom, ponieważ zamiast zająć się rebootem własnoręcznie, zlecił on zewnętrznemu studiu Nina Theory (znani z Heavenly Sword recenzja :tu:) by zrobili to za niego. I skoro wydali oni naprawdę świetne gry w swojej karierze to co zatem poszło nie tak, że gracze są tak podzieleni? Na pierwszy rzut oka kłania się nowa stylistyka bardziej europejska. Capcom przekazał studiu wytyczne aby skierowali się oni w nieco innym niż do tej pory kierunku. Ci zaś posłuchali i obiecali, że ich system walki oraz design świata jak i bohaterów będzie się różnił, do którego gracze byli przyzwyczajeni. Oznajmili również, że stworzą coś odbiegającego od znanych mechanik wykorzystywanych przez Platinum Games. Dla wyjaśnienia PG wypuściło Bayonettę a jej reżyserem był dawny twórca DMC, Hideki Kamiya. Ale to nie koniec perypetii, ponieważ PG jako studio, składało się i prawdopodobnie nadal składa z osób, które opuściły Capcom. Nie powstrzymało to ich aby wspierać Ninja Theory w ich pracy. Tu należy się ukłon dla Kamiy za chęć współpracy, ale z drugiej strony Capcom tylko dawał kasę co nie? Samą grą przecież zajmował się kto inny. No jak się okazuje to nie tak do końca. Capcom cały czas nadzorował prace nad gameplayem, tak aby wszystko działało jak trzeba w kwestii responsywności. Zadbał także aby w grze nie pojawiły się comba, które gracze mogą znać z poprzednich odsłon. Dodatkowo dodali nowe, które odbywały się tylko w powietrzu. Założę się, że to nie do końca odpowiadało samym deweloperom. Z jednej strony dostają wskazówki od samego ojca serii, a z drugiej Capcom nalega na jakieś nowości. Ale NT też nie było w tym wszystkim bez swojego zdania. Nowy deweloper twierdził, że stary system ten z czasów trylogii, był zbyt trudny dla nowych graczy. Łącznie ataków w comba i wykorzystywanie technik podobno działało na niekorzyść i powodowało, że gracze nie mogli się w tym odnaleźć. Nic dziwnego więc, że gra może wydawać się nieco jak poskładana. 3 różne koncepcje zebrane w całość. To takie zagranie va banque, albo się uda i będzie hit albo nie i powstanie kit. Jak pokazała sprzedaż, dostosowanie wyglądu gry oraz lekko uproszczonego sterowania do zachodniego odbiorcy nie spotkały się z aprobatą docelowego odbiorcy w postaci gracza zachodniego, nie mówiąc już o rodzimym japońskim rynku. Spodziewana sprzedaż gry nie przekroczyła oczekiwanych wyników. Tak mówią tabelki i wyniki. Jednak jak wspomniałem wyżej gra posiada dwa obozy. Jedni widzieli w nowym Dante odrodzenie serii, inni zaś skreślili go już za wygląd. Jedno jest jednak pewne, a przynajmniej dla mnie i Znasa, a rzadko się zgadzamy ze sobą, ale pomijając już fakt, że DmC chciał odtworzyć na nowo klasyczny kanon, to jest to pod względem technicznym i gameplayowym bardzo dobra gra! Gdyby tylko nie uśmierciły jej cyferki, możliwe, że wraz z kolejną częścią mogłaby się rozwinąć w intrygujący sposób, zupełnie jak reboot Tomb Raidera.

END

          Jako, że już niedługo pojawi się najnowsza odsłona DMC oznaczona numerkiem „V” mamy dla Was oprócz tej historii marki recenzje wszystkich gier głównych, włącznie z DmC. Będziemy je Wam serwować w postaci odliczania do momentu ukazania się wyczekiwanej przez nas 5! Tak więc Let’s Rock!

Możliwość komentowania została wyłączona.