Drugi płacz Diabła

                Kiedy pierwsza część DMC stała się niesłychanym sukcesem, nie trzeba było długo czekać na pojawienie się kolejnej odsłony. 25 stycznia 2003 roku do sprzedaży trafił sequel zatytułowany po prostu Devil May Cry 2. I niestety trzeba to przyznać, że krótki jak na tamte czasy okres produkcji gier nie zaowocował niczym dobrym w tej serii. Uważana przez graczy za zdecydowanie najsłabszą odsłonę, nie cieszyła się już taką popularnością. Choć trzeba też dodać, jak w każdym wypadku znajdą się też zwolennicy DMC2, to zdecydowana większość fanów jest na nie. Co poszło w takim razie nie tak?

 

DWA ŚWIATY

              Krótko mówiąc upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu zwykle nie kończy się dobrze, bo ani jedna, ani druga nie jest w pełni gotowa. Tak właśnie określiłbym problem drugiej części pogromcy demonów. Technicznie rzecz biorąc dostajemy dwie gry w ramach jednej. Kampania została podzielona między 2 bohaterów, Dantego oraz Lucie. Bo gdzie diabeł nie może tam babę pośle 🙂 Oczywiście w praktyce ich losy będą się przeplatać między sobą ale to i tak nie niweluje wrażenia, że nie trzyma się to kupy. Nie żebym hejtował serię bo jestem wielkim fanem DMC ale jeśli coś zostało dokumentnie zepsute trzeba o tym napisać.

Sama konstrukcja wątku fabularnego jest typowa dla tego typu gier. Dante oraz Lucia, mają za zadanie uratować ziemski padół przed złym, bezbożnym i diabolicznym biznesmenem Ariusem. Ten przy pomocy reliktów, oczywiście prastarych bo jakby inaczej, zamierza opanować świat i przywrócić demonom moc, która zaprowadziłaby zagładę na cały gatunek ludzki. Ścieżki naszych bohaterów przeplatają się dzięki wspólnemu mianownikowi jakim jest „ślad Króla Demonów”. To on ma doprowadzić Ariusa do niesłychanej potęgi, a Dantego oraz Lucie aby mu w tym przeszkodzić. Masło maślane…

 

GORZEJ BYĆ NIE MOŻE

             Trzon rozgrywki nie uległ zmianie. To chyba największy plus całego DMC2. Dalej siekamy hordy demonów efektownym stylu podbijając sobie ego tym jak fenomenalnie umiemy machać mieczem! Jednak widać, że szukano tu udziwnień na siłę. Twórcy nie mieli pomysłu na to jak ma wyglądać cała rozgrywka. Podzielono postaci na dwa typy, pierwszym jest Dante gdzie jego ataki wydają się nam powolne oraz skupione na brutalnej sile, Lucia zaś jest przeciwieństwem syna Spardy. Zwinna i szybka ale o słabszych atakach. To coś co zupełnie kłuci się z oryginalnym konceptem głównego bohatera, który był wszechstronny na polu walki. Rozdwojenie sprawia, że nie czujemy już tej demonicznej mocy Dantego. Jakby tego było mało w podwodnym etapie naszej żeńskiej bohaterki, jedyną bronią jest kusza. W normalnej walce posługuje się zestawem narzędzi przypominającym ninja, ale dlaczego pod wodą akurat kusza?! Nie mam bladego pojęcia, domyślam się, że twórcy pewnie też nie… U Dantego zestaw orężu jest klasyczny. Rebelion i jego niezastąpione pistolety Ebony & Ivory. Dla urozmaicenia oddano nam także shotguna i wyrzutnie rakiet, a co się mamy ograniczać! Jak już siać demolkę to na całego! Nie zabrakło również przemiany w demoniczny tryb odziedziczony po ojcu, ale uwaga! Lucia też potrafi zmienić się w demona!

Czas przejść do ogólnie pojętego świata przedstawionego. Zacznę od tego co dobre. Na pewno na pochwałę zasługuje to, że dodano i urozmaicono przeciwników jest ich znacznie większa ilość niż w przypadku poprzedniczki. Przez co faktycznie jest co przerabiać na demoniczną mielonkę. Kolejną ciekawą sprawą jest miejsce odgrywania akcji, już nie jest to gotycki klimat zamku, a miasto. Pełne drapaczy chmur, krętych uliczek, a to powoduję, że możemy unikać niektórych potyczek. Nie żeby było trzeba po prostu czasem dobrze jest odpocząć od nieustannego siekania wrogów. Pomijając już fakt, że Japończycy mają spore umiłowanie do dziwadeł, to DMC2 wygląda jak prawdziwy potworek. W szczególności wspomniane wcześniej urozmaicenia wrogów. Jestem przeciwnikiem mieszania istot nie z tego świata z maszynami, a w tym przypadku spotkamy się z tym zabiegiem dość często. Maszyny-zombie, helikoptery opętane przez demona, czołgi i tego typu potworki to nie moja bajka. Z tego powodu przeciwnicy wydają mi się wyssani z palca, a cała ta koncepcja jest dla mnie odstraszająca.

PŁACZ DIABŁA

             Kiedy wydaje się nam, że osiągnięto już apogeum w tym jak zniszczano drugą cześć przygód Dantego, to z każdym kolejnym uruchomieniem gry jest gorzej. Grafika zarówno wg. mnie jak i innych graczy, którzy ukończyli DMC2 w erze jego świetności, nie przeszkadzała jakoś szczególnie. Jednak nie było też żadnego elementu, który wyróżniałby się na tle poprzedniej odsłony. Ja osobiście nie będę się przyczepiał do jej wyglądu, ale niech nie zdziwi Was, że nie wszyscy gracze, szczególnie Ci, którzy nie są wielkimi fanami, wylewają na jakość wykonania graficznego pomyje. Doczytałem się nawet komentarzy i opinii, że gra wygląda gorzej niż jedynka. Słyszy się także narzekania, że bardzo uproszczono samą rozgrywkę. Względem jedynki owszem, tak było, ale skoro gra miała trafić do szerszego grona graczy i dalej niż poza Japonię, siłą rzeczy musiało się tak stać. W tamtych czasach europejscy gracze, nie byli przyzwyczajeni do poziomu trudności i cierpliwości jaką wykazywali się ich skośnoocy koledzy. Stąd rzekomy regres skali trudności, ale szczerze mówiąc jak ktoś ogrywał grę na NORMAL’u, a nie EASY to wielkiej różnicy nie było. Dlatego śmiem twierdzić, że takie komentarze padały od graczy, którzy kończyli grę na najniższym stopniu trudności. No i największy mankament, przez to, że historię możemy rozegrać dwiema postaciami, kampania dla pojedynczego bohatera, Dante bądź Lucia, jest stosunkowo krótka. Starcza średnio na 4-5h.

 

FIN.

             Wszechobecny hejt na druga odsłonę DMC sprawia, że nie jest to popularny tytuł, mimo że zalicza się do kanonu fabularnego zdecydowanie mocniej niż odświeżona cześć z młodym Dante na czele. Czas też nie obszedł się z grą łaskawie. Grafika postarzała się strasznie. Jedyne co ratuję tę produkcje to gameplay, który zawsze, niezależnie od innych czynników w tych grach pozostaje satysfakcjonujący. Broni się on za każdym razem w taki sam doskonały sposób. I trzeba tutaj przyznać DMC to nie grafika, DMC to nie wyrafinowana fabuła. DMC to Dante, Rebelion, i soczyste siekanie wrogów. Slasher w najczystszej postaci, z charyzmatycznym bohaterem, z którym utożsamia się nie jeden gracz. Antybohater, czysty diabeł, który stał się idolem dla wielu pokoleń, ale też diabeł, który potrafi zapłakać. Te dwa czynniki składają się na świetność całej tej serii!

 

Możliwość komentowania została wyłączona.