DZIEWIĘĆ KRĘGÓW PIEKŁA
Zacznijmy od tego, że gier spod szyldu (lub często prezentowanego w grach neonu) Devil May Cry nie można po prostu przejść raz i o nich zapomnieć! Jest to oczywiste dla fanów serii, jednak dla osób nie związanych z grami o zabójcach demonów śpieszę z wyjaśnieniem. Poza szlifowaniem wyniku i oceny przyznawanej na koniec każdej misji, możemy wracać do nich wraz z nowymi mocami żeby szukać sekretów rozsianych po misjach i masakrować wrogów w jeszcze bardziej wymyślnych kombinacjach odblokowanymi wraz z postępem. Gra mimo, że ma trochę inną stylistykę to filar rozgrywki pozostał niezmienny. Dalej dążymy do tego żeby na ekranie końcowym zobaczyć “Ocena końcowa: A” (tylko ci szaleńcy, prawdziwi fani podejmują niezliczone próby osiągnięcia oceny S)
OD POCZĄTKU
Historia musi się gdzieś zacząć, a jeśli Capcom nie stwierdzi, że czas pokazać nam największego złodupca całego uniwersum, czyli Mrocznego Rycerza Sparde ojca naszego protagonisty, gra DmC Devil May Cry jest najbliższa początkowi całej historii. Żadnego sklepu, żadnej przeszłości i powiązań rodzinnych, nic poza wściekłym nastoletnim chłopakiem o dziwnych mocach, do którego pociąg ma każdy demon w okolicy. Oto Dante, wulgarny, impulsywny, żywiołowy, ale oddany przyjaciołom młodzieniec, nie pamiętający swojej rodziny i dzieciństwa, co jednak w krótkim czasie ma się zmienić. Poznajemy go w kamperze kiedy to atakuje go demoniczny łowca. Na szybko jesteśmy wprowadzeni do świata przez dialogi a potem, idziemy nakopać demonom do ich tyłków. Dla tych którzy jednak nie grali w tą konkretną odsłonę gry, Limbo to coś jak inny wymiar oddzielony od wymiaru ludzi zamieszkiwany przez demony ,w którym Dante musi walczyć o przetrwanie. Na szczęście nie jest w niej bezbronny, ale o tym później. Nie jest wyjaśnione czemu niektóre demony są jedynie w Limbo a inne żyją pośród ludzi.
SOS – SON OF SPARDA
Nefelim to słowo, które stało się dość powszechne w grach. Mieliśmy grupę takich istot w Diablo III, Czterech Jeźdźców Apokalipsy z serii Darksiders było Nefelinami, a jakiś czas później do tego grona dołączyli Dante i Vergil. Owoc zakazanego związku demonów i aniołów, o mocy przewyższającej potęgą rasy, z których powstały, budzą w nich lęk. Mimo, że później w historii (patrz we wcześniejszych grach) Dante jest nazywany po prostu synem mrocznego rycerza Spardy, nie wspomniało się nigdy o pochodzeniu jego matki. Twórcy DmC jednak stwierdzili, że będzie to ścieżka otwierająca ciekawe możliwości w rozgrywce. Tak więc możemy korzystać z trzech trybów. Możemy być „Człowiekiem” w tym trybie Dante dźwiga na plecach miecz i nic specjalnego w nim nie ma jest to jego podstawowy tryb, pozostałe dwa natomiast zdobywamy potem, są to kolejno „Tryb Demona” i „Tryb Anioła”. Te tryby musimy już aktywować przez spusty na padzie (tak grałem na padzie, ktoś wyobrażał sobie to inaczej?), są one nieograniczone żadnymi paskami, które trzeba by uzupełniać i nie musimy się martwić o równowagę w ich używaniu, tylko trzymać spust do odpowiedniego trybu (wciskanie dwóch naraz włączy tylko jeden z nich, nie ma magicznej kombinacji i stania się bogiem). Pierwsze moce otrzymane lub jak kto woli uwolnione przez Dentego to moce Demona, które ten oczywiście otrzymał po ojcu, a chwilę później dostaniemy moce Anioła, które nasz Nefelim ma po matce.
Z CZYM TO SIĘ JE?!
Gra dzieli się na trzy nie dość równe strefy. Mamy etapy z mordobiciami gdzie jesteśmy zamknięci na arenie z przeciwnikami, których musimy pokonać żeby ruszyć dalej, najlepiej jak najszybciej i z jak najciekawszą kombinacją ciosów żeby uzyskać jak najwięcej punktów stylu. Kolejnym etapem są sekwencje logiczno-zręcznościowe, dość proste ale potrzebne jako odskocznia od ciągłej walki. Trzecim i ostatnim elementem są walki z różnymi bossami.
Idąc od końca, walki z bossami zazwyczaj poprzedza jakiś etap dojścia do nich, czy to we wcześniejszej misji czy kawałek w tej samej. Boss ma swój pasek życia, sekwencje ataków (co jest ważne jeśli nie chcemy oberwać możemy wyuczyć się ich na pamięć), a także jakieś niezbyt duże ale jednak tło fabularne. Dalej mamy przemieszczanie się, zwykle musimy złapać się jakiegoś punktu a potem tego punktu za nim i tak dalej, po chwili dochodzimy do przepaści, którą należy przeskoczyć, potem dochodzimy do miejsce gdzie czeka na nas już grupka wrogów. Za walkę jak w częściach poprzednich przyjdzie nam dostać demoniczną posokę, lepiej znaną pod nazwą Red Orb, tym razem poza tą walutą dostaniemy białe orby, robią one za punkty doświadczenia. Kiedy w poprzednich częściach trzeba było wybierać między przedmiotami na przykład zwiększającymi życie lub uzupełniającymi je podczas gry a nowymi ruchami wraz z DmC Devil May Cry dylemat ten odszedł w niepamięć ponieważ zostało to rozdzielone. Za „X” kul dostajemy 1 punk, i możemy go przeznaczyć na dowolną dostępną fabularnie zdolność Dantego, nie znajdziecie jednak takiej zdolności która wymagałaby więcej niż jednego punktu.
WALKA
Grę zaczynamy z mieczem chwilę potem do arsenału dodajemy spluwy. Mała ilość broni szybko wzrasta za sprawą rodziców bohatera naszej historii. W gratisie do mocy swego ojca, protagonista bardzo szybko uczy się, że może zamienić swój wierny miecz w topór bojowy, jest on znacznie cięższy od broni białej, której Dante używał do tej pory, co idzie odczuć podczas walki. Służyć może on jak broń przełamująca blok przeciwnika lub ciężka broń do zadania sporych obrażeń, jeśli tylko przeciwnik jest w jakimś stopniu ogłuszony lub spowolniony, poza walką wykorzystać go można do zniszczenia pewnych oznaczonych obiektów. Następnym zestawem umiejętności będą moce pochodzące od matki, Anielicy Ewy. Tym razem dane będzie walczyć nam kosą, która zyskuje siłę wraz z używaniem, to znaczy im dłużej jej używamy bez wyłączenia tym bardziej się naładuje, jeśli jest szybsza od miecza, choć to nie jest aż tak duża różnica. Do jej ogromnej zalety przypisać można ataki wykonywane dookoła postaci. Często zdarzy się nam też korzystać z podrzucenia przeciwnika żeby zmierzyć się z nim w powietrzu. W walce powietrznej mamy równie rozbudowany zakres ruchów co na ziemi. Za każdy manewr czy atak dostajemy punkty stylu, im częściej wykorzystujemy jakiś ruch tym mniej takowych dostaniemy za ten konkretny atak czy unik. To jednak nie wszystko bo do tego dochodzi mnożnik naszych punktów. Tak jak pod koniec misji dostaniemy ocenę końcową między D a SSS tak w pojedynczych walkach można otrzymać miarę tego jak dobrze nam idzie przez pojawiające się dokładnie takie same oceny. Nie jest to jednak stała ocena, jeśli przez długi czas nic nie będziemy robić, ocena zacznie spadać, to samo tyczy się otrzymania ciosu od przeciwnika choć w ten sposób spadnie o wiele szybciej. Tak więc najlepiej przełączać się między danymi nam trybami wykorzystywać różne ruchy na ziemi jak i w powietrzu alby punktacja jak i mnożnik były jak najlepsze. CÓŻ… Łatwiej powiedzieć niż zrobić.
BESTIARIUSZ
Oczywiście gdyby nie przeciwnicy to broń była by nam nie potrzebna. Dlatego twórcy zaprezentowali nam dość sporo mięsa armatniego jak i oponentów bardziej wymagających i jak to bywa w takich grach z początku będziemy trafiać na tych prostych, w zasadzie są tylko zapchaj dziurą i rozgrzewką przed przed prawdziwą walką. Potem jednak pojawia się ich coraz mniej, częściej pojawia się prawdziwe zagrożenie, bardziej agresywni przeciwnicy, którzy nie oddadzą pola tak łatwo. Pojawią się także istoty, których zranić będzie można tylko przy użyciu danej broni (stąd wcześniej mówiłem o strategicznym użyciu Ozyrysa i Arbitra). Dalej pozostają Bossowie czyli walki, w których będziemy latać jak kura bez głowy lub będziemy musieli poświęcić chwilę na zapoznanie się z ich zachowaniami, atakami i przed sygnałami, które dają, aby walczyć skutecznie. Ten pierwszy sposób na pewno przyprawi Was o rumieńce na twarzy i pot na dłoniach od pada.
ODPRAWA
Grafika nie należy do najpiękniejszych, zwłaszcza po minionych latach i publikacji zwiastuna 5 części gry (choć łącznie z tą omawianą teraz najnowsza odsłona będzie już 6). Jednak dalej siekanie przeciwników daje sporo frajdy, staranie się wykonywanie nowych kombinacji i doprowadzanie ich do perfekcji, jak i wyrabianie swojego własnego stylu, bo każdy ma swoje preferencje co do walki to niekończąca się radocha. Jak zawsze świetne sprawia się muzyka, delikatna, budująca napięcie kiedy praktycznie nic się nie dzieje na ekranie i przełączająca się stopniowo na mocne potężne granie w rockowych i dubstepowych rytmach kiedy tylko pojawiają się wrogowie zwiastując rozpoczęcie rozróby.
Różnice wizerunkowe
Dante z serii DMC raczej nie jest święty, zdarzało mu się bluzgać a sama jego postawa była pozbawiona pokory. Jeśli były to cechy, które odrzucały was od Dantego to lepiej jest nie zapoznawać się z jego młodszej odsłoną. Tu już pojawił się pierwszy zgrzyt na linii deweloper – fani serii. Nowy wygląd głównego bohatera sprawił, że wielu weteranów już przed premierą ogłosiło spinoff za tragiczną grę. Twórcy oczywiście nie mogli przepuścić okazji żeby pokazać co o tym sądzą, dlatego umieścili scenkę,w której nowy Dante odwołuj się do wyglądu poprzednika. Drugim czynnikiem, który mógł sprawić że ludzie kręcili nosami było przeniesienie świata gry w czasy bliższe nam niż większość z nas spodziewano się po grach DMC. Ludzie nie lubią zmian a te dwie wystarczyły żeby posypała się fala nieuzasadnionego hejtu. Gra broni się świetną sieczką przez co teraz możemy spotkać się z dwiema postawami graczy wobec tej gry. Czy doczekamy się DmC Devil may Cry II? W końcu czy nie interesuje was co mogło się stać po tym jak limbo upadło i połączyło się z światem ludzi?
Losy Vergil’a
Do gry został wydany średniej wielkości dodatek opowiadający o losach bliźniaka głównego bohatera. Opowiada on jak to Vergil nijako popada w obłęd po tym jak jego brat staną mu na drodze do jego wymarzonego świata. Po upadku Mundusa i walce jaką odbył wyczerpany trafił on do miejsca ciężkiego do odnalezienia. Czy to piekło czy jego własny skołatany umysł? Syn Spardy musi zmierzyć się ze swoją przeszłością żeby raz jeszcze spojrzeć w przyszłość.
Gra Vergil’em zasadniczo nie różni się od gry Dantem, jako że są braćmi obydwoje posiadają swoje anielskie i demoniczne cząstki. Jednak jako że Vergil chyba nie przepada za prochem nie posiada żadnej broni palnej, rzuca za to swoimi widmowymi mieczami. Służą one nie tylko do walki na odległość ale także przenoszą bohatera dodatku do wyznaczonych punków lub przenoszą przedmiot w jaki wycelował zgodnie z trybem jaki aktualnie jest aktywny.
Do plusów dodatku można wpisać nowych przeciwników, nie jest ich wiele ale mimo wszystko miło, że są jakiekolwiek nowości. Oczywiście nie można było użyć tych samych lokacji, te też są ciekawie zaprojektowane. Vergil otrzymał inną moc specjalną, tak jak w ostatniej walce z bratem z czasem przyjdzie nam korzystać z klona. Po za tym i specjalnymi wrotami, którymi będziemy się przemieszczać raczej brakuje nowych mechanik. Nie wiem czy są potrzebne na tak mały dodatek, miło było poznać historię tego złego brata, tego jak on odebrał zdradę swojego brata i dziewczyny, którą kiedyś ocalił od samej siebie.