Jedenaście lat, tyle fani serii Devil May Cry musieli czekać na nową odsłonę przygód charyzmatycznego łowcy demonów Dantego. Nie licząc rebootu z 2013r. Ten okres postu, dla tego typu gier okazał się wyjątkowo sprzyjający, a potęgujący się głód graczy w oczekiwaniu na porządny posiłek, który go zaspokoi tylko podgrzewał wrażenia do czerwoności jak patelnia master chefa steka. Czy opłacało się czekać na DMC5? Hell Yeah! I to jeszcze jak, danie jest wyborne!
THREE HEROES
Przygodę rozpoczynamy od mocnego pie… znaczy uderzenia. Dante, Nero oraz tajemniczy V, stoją naprzeciw nowemu przeciwnikowi. Król demonów Urizen, niszczy jedną z tamtejszych metropolii, pochłaniając krew mieszkańców przez system pasożytniczego drzewa demona aby stać się jeszcze silniejszym. Okazuje się, że nawet syn Spardy wraz z akompaniamentem innych łowców demonów nie daje tym razem rady! Dante poświęca się, i ratuje tym sposobem Nero wraz z V aby mogli uciec i przegrupować siły. Pozostała dwójka wykorzystuje sytuację nie zamierzają łatwo się poddawać. Wierzą, że białowłosy łowca wyjdzie z tego cało. W międzyczasie próbują oczyścić miasto, odnaleźć Dantego, oraz najważniejsze, znaleźć sposób jak pokonać Urizena. Do pomocy mają jeszcze nałogową palaczkę Nico, która usprawnia ich podroż dzięki zdezelowanemu wanikowi! Cały czas krąży jednak jedno wielkie pytanie kim jest tajemniczy V i czego tak naprawdę chce od bohaterów?! Co będzie dalej?
Gdyby ktoś jakimś cudem zaczynał grę od 5 części, a nie znał historii pozostałych to pozostaje mi albo odesłać go do menu głównego gry i wejść w kategorie HISTORIA DMC, jednak nie jest to taka pełna wiedza jakiej można by oczekiwać. Wiadomo lepiej coś niż nic ale nie liczyłbym na nic więcej jak skrótowe usystematyzowanie co jak i dlaczego. Albo czytać recenzje ze spoilerami fabuły, najlepszym wyjściem było by jednak zagrać samemu w poprzednie części 🙂
S_S_S
Devil May Cry to ikona gatunku. Slasher w najczystszej postaci, a co za tym idzie możemy liczyć na miodny gameplay. Piąta cześć nie zawodzi pod tym względem, wręcz przeciwnie czujemy moc! Wraz z rozwojem postaci, wyraźnie jesteśmy wstanie odczuć jak zmienia się ich siła. I tu trzeba zaznaczyć, że sam rozwój odbywa się na niezmienionej już zasady zdobywania kul mocy. Czerwone dla umiejętności i broni, niebieskie – zdrowie, fioletowe – demoniczna przemiana. Przyczepię się tylko do pierdółki związanej ze złotą „kulą” ale to pewnie, jak zagracie to sami też to zauważycie. Obstawiam, że to jednak mała pomyłka tłumaczenia na ojczysty język niż typowy czeski błąd. No ale wracając do gameplayu.
Modele naszych bohaterów Dante, Nero oraz V to wzorowy przykład tego jak zbudować na jednym schemacie 3 grywalne postacie, różniące się od siebie w zasadzie wszystkim! Od wyglądu poprzez sposób poruszania się, czy w końcu najważniejszego czyli ataków. Co najlepsze rzeczywiście podczas gry czujemy, że każdy bohater jest inny, inna gama kombinacji podczas atakowania, uników czy wykorzystania dodatkowych atrybutów. Kapitalna sprawa, no i oczywiście najlepszy smaczek! Rozwój, który także daje się odczuć. Odblokujemy umiejętność dla miecza, super nasza efektywność jak i efektowność wzrosną i ułatwią nam starcie z przeciwnikiem! Ale UWAGA tu małe sprostowanie, ma to znaczenie tylko w przypadku gdy używamy MANUALNEGO sterowania. Wszystkie ciosy wyprowadzamy świadomie, natomiast w przypadku AUTO jest o wiele łatwiej ale nie ma już tego feelingu oraz satysfakcji.
Początkowo do dyspozycji dostajemy Nero, który utracił swoją demoniczną rękę, zamiast tego wykorzystuje bioniczne protezy imitujące Devil Bringera. Bycie kaleką nie przeszkadza mu jednak okaleczać demonów, a robi to w naprawdę efektowny sposób! Sam wachlarz umiejętności znów pozostawia pole do popisu aby masterować go do rangi SSS! Od efektownych cięć w powietrzu za pomocą czerwonej królowej, po sprowadzenie przeciwnika do parteru przy pomocy niebiańskiej róży, by potem znów przyciągnąć do siebie dzięki poskramiaczowi (protezie). Jest co robić, jest jak robić nic tylko czyścić sobie drogę do celu. No i oczywiście podkład muzyczny w tle towarzyszący walkom Nera, bang bang, pull my devil trigger! Aż nakręca człowieka do jeszcze lepszego wyniku!
Jednak aby tego było mało tuż po Nero zostaje nam także oddana do dyspozycji nowa postać jaką jest V. On zaś jest melancholikiem, zakochanym w poezji. Sam raczej cherlawy i trzymający się z boku w trakcie walki, czekając jedynie na zadanie ostatecznego ciosu przeciwnikowi. W jaki sposób więc walczy? Ma do dyspozycji 3 kreatury, które przyzywa, a te wykonują brudną robotę za niego. Kruk nazwany tutaj Gryfem, odpowiada za ataki dystansowe, ale w przeciwieństwie do broni palnej jest o wiele skuteczniejszy! Kolejnym jego zwierzątkiem jest pantera o poetyckim imieniu Cień, To ona swoimi pazurami wykonuje cięcia równie głębokie niczym dzierżony w dłoniach miecz. Na sam koniec największa kreatura, która jest formą uwolnienia Devil Triggera, czyli Koszmar. Golem, którzy rzuca się swoim cielskiem na przeciwników i robi z nich płytki chodnikowe.
A co z Dante? No tego nie zdradzę bo mógłbym napisać o kilka słów za dużo i zepsuć Wam zabawę bądź jeszcze gorzej i coś ze spoilerować. Jedno jest pewne Dante to Dante na nudę nie będziecie narzekać!
V JAK VIDEO
Oprawa wizualna na to czysty pokaz tego co można jeszcze osiągać na obecnej generacji konsol. Silnik RE Engine, zaprojektowany z myślą o 7 części Resident Evil, sprawdza się tutaj doskonale. Seria DMC nie raz już pozywała, że blisko jej do horroru stąd wszystko gra tutaj jak należy. Gra świateł jaka został wypracowana w tym dziele inżynierii sprawia, że piąta odsłona slashera wygląda obłędnie! Każdy zakamarek, każda uliczka jest dopieszczona pod względem detali a już zwłaszcza ich szczegółowości. Moneta ma jednak dwie strony, szczegółowość i dopieszczenie lokacji było możliwe dzięki prostemu zabiegowi, a mianowicie nie są one bardzo rozległe, ale jak wiemy z części 2 to nie problem bo to nie posłużyło serii. Także ja nie narzekam, wręcz byłem bardzo zadowolony, że mogłem się skupić na gameplayu, a do tego podziwiać miejscówki, w których siekłem wrogów, a nie gonić nie wiadomo za czym po pustych przestrzeniach. Sama zabawa atakami to także jedno wielkie widowisko dla naszych oczu. Cięcia, wystrzały, czy przywoływane bestie atakujące dla V to absolutnie satysfakcjonujący widok, a slow motion podczas załatwiania ostatniego przeciwnika na arenie często pozostawia nas z uśmieszkiem radości i zadowolenia na twarzy zwłaszcza jeśli kamera złapie to w efektownym miejscu i w najlepszym momencie. Zresztą zobaczcie zamieszczony filmik w galerii, który w łatwy sposób zaprezentuje wam co mam na myśli!
DEVIL MAY CRY V
Ponad dekadę musieliśmy czekać na prawowitą kontynuację serii. Ten czas posłużył deweloperom i dostaliśmy wyjątkową, świeżą w gameplayu jak i historii grę. Jedyną wadą jaką mógłbym wymienić dla piątki to czas trwania, przygody. 12h to nie dużo, ale też nie mało. Jak wspomniałem wyżej moneta ma zawsze dwie strony i podobnie tuta będą przeciwnicy i zwolennicy tego rozwiązania. Ja osobiście uważam to za w sam raz, ponieważ na wyższych poziomach trudności nie raz będzie tak, że będziemy musieli powtarzać jakaś walkę z bossem z kilka razy. Wtedy też czas się wydłuża. Grafika to bajeczny pokaz tego co można jeszcze wycisnąć z konsol obecnej generacji, a drobne potknięcia nie wpływają na ogólne wrażenia z gry. Muzyka myślę, że zaspokoi nawet najwybredniejszych, ale trzeba się liczyć, że będzie to cięższe brzmienie. Rozgrywka no cóż, Diabeł zapłakał po raz kolejny ale tym razem ze szczęścia, że tego nie spartolono!