Gdzie są dema z tamtych lat?
Kiedyś, dawno, dawno temu kiedy większość z nas miało mniej problemów, a zarazem mniej wzrostu, twórcy zdecydowanie inaczej promowali swoje gry. Większość ich działań opierała się na pismach dla graczy, które wielu z Was zapewne pamięta, ponieważ, niektóre z nich dalej się drukuje. Oczywiście w większości były to tylko plotki o danym tytule, wywiad z twórcą lub ocena tego co zostało przedstawione redakcji na temat omawianej gry. Czasem jednak w takim piśmie znaleźć można było prawdziwy skarb dla gracza, czyli „Wersję Demo”. Był to krótki fragment gry pozwalający nam poczuć klimat, sprawdzić mechaniki, zobaczyć czy nasz komputer nie staje w płomieniach kiedy odpalimy nasz wymarzony tytuł na swoim sprzęcie. Tak więc w tym miesiącu zajrzymy do przeszłości, do naszych wspomnień a także zastanawiamy się co takiego stało się z demami i co je zastąpiło.
RyudoKai
Dawne czasy rządziły się swoimi prawami. Były piękne ale już nie wrócą i w pewnym sensie może nawet to dobrze. Dlaczego dobrze, a dlaczego źle? Źle, bo twórca chcąc nie chcąc musiał wypuścić na rynek taką grę aby być pewnym sukcesu komercyjnego. To było akurat wspaniałe, bo zawsze dostawaliśmy wartościową grę. Myślę, że stąd też pojawiały się „demka”. Istniała potrzeba zbadania rynku czy dana gra przyjmie się wśród graczy, czy raczej przepadnie w odmętach jako bezpłciowy i nieinnowacyjny produkt, który nie wypełni czytników czy to komputerów czy konsol. Zdecydowanie trzeba przyznać, że to jednak na PC pojawiało się najwięcej demek, właśnie w rożnego rodzaju czasopismach. Kto z nas nie czytał Secret Servis, Clicków, czy kultowego już dziś CD Action! Swoją drogą zawsze było najdroższe ale też miało największą ilość materiału na płytkach! Wynikało to z prostej przyczyny, przynajmniej moim zdaniem, że dużo łatwiej było wypuścić taką wersję na komputery osobiste, ze względów technicznych jak i popularności bo we wczesnych latach 90’ gdzie rynek gier dopiero tupnął o podłogę w Polsce, trudno było o coś innego niż PlayStation. W ogóle trudno było o PlayStation nie mówiąc już o oryginalnych grach. Dominowały wtedy u nas pegazusy, i chińskie podrabiane kartridże, no ale temat kartridży i demek to już trzeba by się zagłębić w odmęty kolebki gier wideo i ściągać je z Japonii. Swoją drogą rarytasy prawie nieosiągalne. I właśnie dlatego dobrze, że te czasy minęły.
Odpowiadając na pytanie zadane w tym miesiącu przez Znas’a mam w głowie kilka przemyśleń, ale po kolei. Co stało się z demkami? Wymarły drogą naturalną. Przestały być potrzebne już w czasach gdy spopularyzował się internet i ludzie ci bardziej obeznani potrafili tuż po premierze zassać grę z internetu. Tak więc mogli ukończyć ją nie płacąc za nią, a co się z tym wiąże to fakt, że nawet gdy gra była kiepska, to po prostu ją wywalali i pisali o tym na forach, blogach czy innych tego typu stronach. W tamtych czasach piractwo nie było ścigane prawnie więc nikt im nic nie mógł zrobić. Stąd też myśl twórców, „po co tworzyć demo wkładać w to prace, narobimy się nikt tego nie sprawdzi, a gra i tak sprzeda się słabo”. Nie mówię, że takie właśnie w 100% padały słowa i tak właśnie było, ale jednak wniosek jest prosty. Po co angażować czas i pieniądze skoro gracze sprawdzą sobie tytuł „na własną rękę” już kompletny czy będzie kiepski czy wybitny nie ma to dla deweloperów znaczenia. Czasem mam wrażenie, że to właśnie my sami czyli dzieci epoki piractwa zgotowaliśmy sobie to co mamy teraz, swoją drogą dochodzą do tego uwarunkowania gospodarczo polityczne, ale to pomińmy już te rzeczy, bo sąsiedzi zza wielkiej wody mieli lepiej a jednak też żeglowali po morzach torrentów. Więc mam na myśli po prostu całokształt tamtych czasów. Epoki gdzie nie budziło to aż takich kontrowersji. Druga sprawa jaka wydaje mi się bardzo istotna przy wymarciu demek, to fakt, że w przypadku konsol nie były one tak powszechne i dostępne. Zwykle wersje demonstracyjne dostawały tylko wielkie i liczące się branżowo serwisy, i to głównie na rodzimych rynkach gdzie dane tytuły powstawały. My dostawaliśmy albo przysłane z Wysp, albo zwiezione z zagranicy ówczesnych podzielonych Niemiec, a po 90/91 roku, już nawet z Francji, Holandii, Włoch czy nawet dalszych europejskich sąsiadów. Uważam zatem, że odpowiedź jest prosta na pierwszą część pytania. Po prostu dema przestały się opłacać w wersji na płytce dodatkowo w przypadku konsol docierały do zbyt małej liczby odbiorców. Cyfrowe dema nie wymarły jednak aż tak do końca. Są nadal dostępne przykładowo w PlayStation Store znajdziemy naprawdę niemałą ilość wersji pokazowych. Sęk w tym, że mało kto w ogóle je sprawdza! Przyznajcie się pobraliście kiedyś demko z PS store? Nie? A wiecie czemu? Bo to zaburzyłoby Waszą kolekcję gier, którym pozwalacie wyświetlać trofea, czy achievmenty! Jeśli już mają się pokazywać to tylko dla gier, które rzeczywiście posiadamy. Bo czym byłaby kolejna karta, która nie została ukończona albo pozostawiała świadomość niedokończonych spraw? Nasz mózg jest skonstruowany tak, że jeśli jakaś sprawa nie została według nas zakończona to on dalej nam o niej przypomina, świadomie bądź podświadomie. Spece od marketingu właśnie w ten sposób wymyśliły, że pod wersjami demo dalej będą widniały pucharki do zbierania aby nasz mózg myślał, że mamy niedokończoną sprawę do załatwienia i tym skłoni nas do zakupu pełnej wersji gry. Zagadnienia marketingowe to jednak temat na osobny artykuł, tak więc skupmy się na tym co potencjalnie już teraz próbuje zastąpić i zastępuje dema, w sumie nawet działa na podobnej zasadzie, jak wyżej opisane zjawisko. Wersje pre Alfa oraz Beta testy. Do dziś zachodzę w głowę jakim cudem gracze pozwalają sobie wmówić, że płacąc za coś co tak do końca nie powstało to forma testu gry. Test z definicji ma zapewnić darmowy dostęp do produktu i skłonić konsumenta do przyszłego zakupu. Idąc tym tropem niedługo zaczniemy płacić za samo pomyślenie o tym, że chcemy zgrać w tytuł, który powstaje! Wiem, że to abstrakcja, ale dobrze by było gdyby gracze jednak się opamiętali. Oczywiście nie dotyczy to każdej przyszłej nowej gry, ani każdego producenta ale jesteśmy coraz bliżej takiego modelu biznesowego, gdzie niestety płacimy za coś co jeszcze nie zostało wytworzone.
Znas
Tak naprawdę niewiele wersji demonstracyjnych przewinęło się przez moje ręce. Jest to wypadkową kilku przyczyn, gry były raczej dla mnie czymś co było w domu. Za dzieciaka nie polowałem na nowe tytuły, nie ekscytowałem informacjami o upadających i powstających seriach gier czy konsolach. To ostatnie zostało mi do dziś. W dzisiejszych czasach jednak trudno uniknąć informacji o premierach, nowinkach technicznych lub samych wypowiedzi społeczeństwa graczy, jeśli tylko trochę uwagi poświęci się światu gier, czy to na forach czy innych social mediach. Tak, komunikacja między graczem w naszych czasach stała się banalna, ale nie tylko pomiędzy odbiorcami. Także twórcy gier zyskali sporo w komunikacji z odbiorcami swoich produktów stała się o niebo prostsza, przez co wersje demo stały się niepotrzebne. Oczywiście musi paść tu pytanie „Dlaczego?”. Pojawiły się nowe „kanały”, nie tylko te na Youtube. Chodzi mi o kanały przekazu. Rozrósł się rynek gier, dlatego wielkie firmy biorą udział w wydarzeniach masowych, nijako wyciągając dłoń ku graczom dzięki czemu patrzymy na nich bardziej przychylnie, jak na ludzi, którymi gdzieś tam w głębi są. Myślę, że to nie tylko okazja dla graczy, ale dla samych deweloperów przyjemnością musi być spotkanie ludzi cieszących się ich pracą i postępami nad tytułem. Oczywiście jak wiele innych rozwiązań ma to swoje plusy i minusy. Dla graczy największym minusem będzie brak prawdziwej interakcji z grą, plusem wspomniany wcześniej kontakt z twórcą. Dla deweloperów jest to nie mniej kosztowne przedsięwzięcie, które może dotrzeć do mniejszej ilości osób, mimo to mają całkowitą kontrolę nad tym co zobaczy gracz na pokazie gry. Dodatkowo nie upubliczniają skrawka kodu gry znajdującego się w wersji demo. W dzisiejszych czasach, pełnych kopiących w plikach ludzi, wiele sekretów ujrzałoby światło dzienne przedwcześnie. Zawsze też taki czysty gameplay może zostać udostępniony na Youtube, zachęcając graczy piękną grafiką. Inną powstałą stosunkowo niedawno praktyką stało się wydawanie gier w wersji Alfa czy Beta (nie kojarzę żadnej Gamy czy Delty), tu całkowicie podzielam zdanie RuidoKai’a, i nie widzę sensu w płaceniu za grę, która nie dość że jeszcze nie wyszła, i ma szanse w ogóle nie ukazać się na rynku. Nie lubię kotów, nie widzę potrzeby kupowania jednego w worku. Czy jednak DEMO samo w sobie znikło na zawsze i nie wróci do świata promocji gier? Czy te nowe środki promocji też za jakiś czas odejdą w niepamięć na rzecz lepszych i bardziej postępowych rozwiązań? To przyjdzie nam sprawdzić za parę lat na własnej skórze.
Bandzior
No to mi Znas zarzucił ćwieka. Czemu? Bo zapytał co się stało z demami. No cóż, zacznijmy może od tego, czym tak naprawdę była wersja demo. To nic innego jak drobny urywek gry, by gracz mógł poczuć motorykę, poznać bohatera oraz skosztować szczypty świata, który przygotowali producenci, zazwyczaj była to po prostu jedna z misji, najczęściej pierwsza danego tytułu. Cel demka był prosty, zarazić jak największą ilość graczy i zachęcić ich do kupna oryginalnej pełnej wersji gry, czyli promocyjny. Ale skończmy z teorią, skupmy się na praktyce. Pamiętam jak dziś, Tata kumpla pracował w Austrii, i zazwyczaj gdy wracał do domu (nie było to zbyt często, no ale cóż zawód to zawód), przywoził mu jakieś nowe gry na PSOne, m.in.: Metal Gear Solid, Euro 2000, czy też Colin’a 2, czasami między takimi grami znalazły się też płyty z wersjami demo, i sprawdzało się naprawdę każdy tytuł, z racji braku łatwego dostępu do nowych pełnych wydań. Dzięki temu poznaliśmy Syphon Filter 2, czy Star Wars Episode I The Phantom Menace. Pamiętam też, że kolega tak prosił Ojca o te dwie gry, że chyba przy kolejnym powrocie do domu ujrzał je obie, a dodatkowo był jeszcze Tony Hawk’s Pro Skater 2. Oj, nie byliśmy zbytnio źli, gdy było deszczowo, grunt by nie było burzy :). Przypomina mi się jeszcze, CD Action, który dostarczał mnóstwo demówek, miesiąc za miesiącem coś nowego. Niestety wraz z upływającym czasem oraz z nieuniknionym postępem technologicznym narodził się według mnie zabójca wersji demonstracyjnej, mowa tutaj oczywiście o erze Internetu oraz fali piractwa, która zalała cały świat. Sam pamiętam czasy, gdy miałem przerobioną konsole PS2 i ściągałem każdą grę, oceniając ją jedynie po samej okładce i krótkim opisie (PS nic nie pachnie tak jak oryginalne wydanie), i gdzie tutaj miejsce na demo? Uważam, że na tamte czasy czyli koniec lat 90′ XX wieku i początek XXI wieku to był idealny środek promocji, tuż koło pism gameingowych. Mówiąc wprost jest to po prostu forma promocji z minionych lat, obecnie przecież producenci mają takie możliwości reklamowania swych dzieł o jakich mogli tylko marzyć, począwszy od artykułów, bilbordów, banerów, wczesnego dostępu w postaci beta testów, trailerów na poziomie zapowiedzi filmów kinowych, oklejanie autobusów komunikacji miejskiej przez Rockstar Games w Red Dead Redemption II, kończąc na oklejaniu metra w barwach Człowieka Pająka przez Sony, podczas promocji Spider-man’a na PS4. I gdzie tutaj miejsce na stare poczciwe wersje demo? W sumie, jakby na to nie patrzyć to PSX czy CDA, nadal ukazują się w postaci miesięcznika, co miesiąc wychodzi lekką ręką parę gier, których dema mogłyby się znajdować na dołączonej płycie, ale czy poprawiło by to sprzedaż, czy sam wydatek na nakład by się opłacił, szczerze wątpię, wszak wszystko można sprawdzić na youtube, oglądając trailer z urywkami gameplay’u.
Jeszcze słówko od RuydoKai’a
Pozostaje na koniec dodać jeszcze parę słów dotyczących targów i meetup’ów. Jest to świetna sprawa aby sprawdzić jakąś wersję gry, podpowiedzieć samym deweloperom co można by usprawnić czy wprowadzić. Tu jednak są schody. Przykładowo szary gracz nie ma dostępu do strefy gdzie znajdują się ludzie odpowiedzialni za dany tytuł lub musi za to słono zapłacić. Często prezentowane gry są na tak wczesnym etapie powstawania, że widzimy tylko zapowiedź w postaci zwiastuna czy tylko krótkiego spotu. Takich drobnych problemów można by wymienić i mnożyć. I w zasadzie każdy mógłby podać jakiś powód, a bo to zły termin, zła lokalizacja itp. Dlatego dobrze, że mamy prasę, media, które mają swoich przedstawicieli i to oni dla Was mogą zrobić relację. Pozostaje mieć tylko wiarę, że ta relacja pozostanie jak najbardziej niezaburzona, rzetelna i nieprzekupiona przez samych wydawców.
Zawsze po takiej burzy mózgów wypada zastanowić się, do jakich konkluzji to doprowadziło? Każdy z nas stwierdził, że dema były tak rozpowszechniane w czasach swojej świetności, ponieważ była to najlepsza metoda promocji i badania rynku w tych mrocznych odmętach historii gdzie nie było jeszcze internetu. O wiele prościej jest stworzyć spot dla danej gry niż tworzyć specjalny wycinek, w który ktoś może pograć, co zawsze mogło też przynieść odwrotny skutek do zamierzonego, czyli zniechęcić do gry. A jeśli komuś naprawdę zależy na promocji sięgnie po coś takiego jak środki wymienione przez Bandziora czy pokaże grę na Meetup’e jak wspomniał RyudoKai. Tak więc jak widać dema nie są już potrzebne, ale zapisały się złotymi zgłoskami w pamięci starszych graczy.