Kiedy dowiaduje się, że gra będzie oparta na mitologii azjatyckiej, nie mogę przejść obojętnie obok takiego tytułu. Skuszony przeżyciem wspaniałej przygody opartej na mitycznych przygodach Sun Wukonga, postanowiłem sprawdzić czy Monkey King Hero is Back to gra, która w należyty sposób opowiada o nieśmiertelnym wojowniku z kamiennej skóry. Czy warto poświęcić jej czas? Tego dowiecie się z tej recenzji!
Fabuła przedstawiona jest w bardzo bajkowy i dziecinny sposób, na pierwszy rzut oka przypominający animacje Dream Worka. I jak się okazuję po niewielkiej, ale wnikliwej analizie nie jest to dalekie od prawdy, bo gra jest oparta na filmie animowanym, który niestety nie wyszedł w naszych polskich kinach. Łatwo się więc domyśleć, że przedstawiona historia jest po prostu adaptacją wiernie nawiązująca do tego co możemy zobaczyć na „dużym” ekranie i w skrócie prezentuje się następująco. Mały chłopiec Liuer żyjący w pobliskiej wiosce nieoczekiwanie zabłądził i trafia do jaskini, uciekając przed atakującymi go potworami. Przerażony wdrapuje się na dziwną kryształową kolumnę. Jego strach sprawia, że znajdujący się na niej kryształ zaczyna się kruszyć przebudzając w ten sposób, mitycznego wojownika uwięzionego setki lat temu. Wojownik widząc niebezpieczeństwo postanawia rozprawić się z potworami. Nie do końca jednak wiemy jaki jest jego motyw. Walczy, aby ochronić dziecko czy siebie? Chłopiec od razu poznaje kim tak na prawdę jest jego zbawca, to Dasheng, legendarny wojownik – małpi król. Okazuje się jednak, że nałożona przez bogów pieczęć, którą symbolizuje bransoleta z łańcuchami na jego prawej ręce, odcięła go od jego zdolności. Wszystko za sprawą swojej butności, pychy i niewrażliwości na krzywdę wszystkich dookoła. Teraz aby odzyskać moc Dasheng, musi nauczyć się postępować dobrze i pomóc ludziom, którzy od lat żyją w strachu przed potworami nawiedzającymi okoliczne wioski. Wprowadzono tutaj klasyczny zabieg, od bohatera do zera i znów od zera do bohatera. Jednak tym razem historia ma także drugie dno. Otóż za pojawieniem się potworów stoi demoniczny król, pragnący nieśmiertelności. Tak o to nasz małpi wojownik powolutku będzie odkrywał swoje ja, swoje zdolności oraz moce, aby nie dopuścić do zagłady świata. Będzie także odkrywał swoją przyjaźń względem towarzyszących mu kompanów, już a zwłaszcza rozgadanego małego chłopca Liuer’a.
Sam pomysł na grę jest bardzo w porządku, działa zachęcająco, bo nie od dziś wiadomo, że szeroko pojęta i różnoraka mitologia, w grach sprawdza się w najlepsze i pobudza tylko wyobraźnie graczy. Niestety sam pomysł nie zawsze wystarczy… Widać gołym okiem, że gra jest na licencji filmowej, zwłaszcza jeśli chodzi o jej dopracowanie. Pozwolę sobie pominąć na razie grafikę, której poświęcę osobny akapit. Mechanika ma za to nazwijmy to swój urok, początkowo możemy używać tylko jakiś błahych sztuczek magicznych, a wraz z postępem dysponujemy potężniejszymi zdolnościami. Niemniej jednak nie jest to rozwiązane tak aby było intuicyjne i przyjemne. Mogłoby się wydawać, że beat’em up z prawdziwego zdarzenia powinien mieć w sobie dynamikę i takie flow nadające rozgrywce płynności. Dlatego początkowo gra wydaje się nam nad wyraz toporna. Bohater porusza się jakby nie mógł, a wykonywane ataki są nieintuicyjne. Walenie na oślep ciosami sprawia, że nasza postać nie jest w stanie przekierować raz wyprowadzonego ataku w inna stronę co powoduje, że stajemy się podatni na obrażenia od wrogów. Początkowe zdolności jak używanie ławki kung-fu, tak dobrze słyszycie ławki kung-fu?! Ma ona za zadanie nieco rozbudować ilość i siłę zadawanych ciosów zanim zdobędziemy potężniejsze umiejętności. Ale serio?! Ławki?! Eh… Możemy także podnosić kamienie i rzucać nimi w przeciwników, co przydaje się w walce na odległość, lub jako broń trzymana w ręce, ale to znów ten sam nie poważny pomysł, no bo dajcie spokój kamienie? I tu dochodzimy do sedna sprawy. Owszem początkowe zdolności są mocno irytujące i nie zdziwiłbym się, gdyby gracz przez to odpuścił grę. Jednak wraz z postępem fabularnym, gdy odblokujemy te potężniejsze umiejętności, to otrzymujemy także dostęp do używania kosturów, lub znalezionych na naszej drodze kijów, i to właśnie w tym momencie gra nabiera charakteru. Czujemy się, jak gdybyśmy odkryli grę na nowo! W trakcie rozpoczęcia walki okazuję się, że Dasheng nie porusza się jednak losowo a nasze skupienie i opanowanie ma kluczową role w zadawaniu obrażeń. Nie da się tu po prostu klepać na oślep przycisku trzeba koncentrować się na walce niczym prawdziwy wojownik kung-fu. Dopiero wtedy odkryjemy prawdziwy potencjał walki wręcz, efektowne kontry, walki jeden na jednego, jeden na wielu. Tej mechaniki trzeba się po prostu nauczyć, wyczuć zarówno ją jak i swój temperament. Natomiast wielka szkoda, że menu, które przechowuje magie i zdolności to jakiś nieśmieszny żart, a przewijany pasek po przyciśnięciu przycisku to chyba kpina z graczy. Takie rozwiązanie jest zupełnie bez sensu, wytrąca tylko z ferworu walki, do którego ciężko potem powrócić.
Nie brakuje tu również ulepszeń. Te podzielone są jakby na dwa obszary. Pierwszy dotyczy samych zdolności i w klasyczny dla takich gier sposób zbieramy ulatujące dusze z pokonanych wrogów. Im wyższy poziom ulepszenia tym więcej ich trzeba, klasyk zawsze spoko to mi pasuje. Natomiast drugi obszar dotyczy samego Dashenga. Aby ulepszyć jego siłę, ilość duchowej energii reprezentującej pasek many oraz zdrowie musimy zbierać poukrywanych w lokacjach bożków ziemi. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że między pierwszym ulepszeniem siły a kolejnym i kolejnym, aż do ostatniego to zupełnie tego nie czuć. W sensie ostatnie ulepszenie jest już odczuwalne, ale te będące pośrodku już zupełnie nie. Z czego to wynika? Prawdopodobnie z odtwórczości potworów a jest ona tutaj bardzo zauważalna, praktycznie do momentu aż nie przekroczymy tej magicznej bariery fabularnej, walczymy z tymi samymi potworami. Mają one tyle samo życia na początku co i w środku rozgrywki, w tym, że nasza postać na początku radzi sobie z nimi bardzo ciężko i jak już wspomniałem dopiero ostateczne ulepszenie uwypukla różnicę zdobywanej siły Dashenga.
Nie da się tego ukryć i czuć tu także inspiracje grami z gatunku souls like, bo Dasheng otrzymuje wyraźne obrażenia od potworów, a w przypadku bossów trzeba najpierw przeanalizować ich ruchy zanim wyprowadzi się jakąś sensowną serie ataków. Szczerze, ja osobiście nie uważam tego za wadę, choć przyznaje, że początkowo po grze spodziewałem się raczej miodnego slashera, który pochłonie mnie do reszty a nie mieszanki stylu. Jednak śmiało stwierdzam, że mimo to grało mi się wyjątkowo przyjemnie. Myślę, że będzie to przeszkadzać głównie młodszym odbiorcom, bo jednak jest to gra na licencji filmowej przez co z założenia kojarzy się z mniej doświadczonym graczem, ale nic bardziej mylnego!
Jeśli chodzi o grafikę to jest ona bardzo, ale to bardzo nierówna. Są fragmenty, które wyglądają kapitalnie dobrze, są takie które średnio i te, które są zupełnie kiepsko wykonane. Wygląd lokacji i niektórych tekstur jak dla przykładu budynki w wioskach, a także modele bohaterów zaliczyłbym do tej pierwszej kategorii. Do średnich roślinność, która nierzadko pojawia się w grze, natomiast najgorzej wypadają podłoża i obszary, które są znacznie bardziej rozległe. Co do samych lokacji to są one korytarzowe i bardzo liniowe. Nie jest to wadą gry ani zaletą również, bo czego można oczekiwać po grze na licencji filmowej, ale troszkę boli fakt, że w wielu miejscach potraktowane zostały tak bez woli walki. Dodatkowo sama ich eksploracja jest bardzo powolna, a mimo niewielkich rozmiarów aren, przejście przez każde drzwi do budynku wywołuje upierdliwy loading. Ogólnie rzecz ujmując grafika nie wypada jakoś tragicznie, ale daleko jej do nazwijmy to standardu PS4, które przyzwyczaiło nas do oglądania pięknych widoków.
Bezkonkurencyjne wypada za to muzyka, która wpisuje się idealnie w chińską opowieść o bohaterze szukającym swojej drogi. Jest taka jak być powinna, zwłaszcza w trakcie zwiedzania lokacji. Jedyne ale jakie mam dotyczy walki, bo wtedy jakoś muzyka nie trafia w te brzemienia jakie powinna i zamiast wybrzmieć z pełną mocą to cichnie stając się ledwo słyszalna. Na plus można także zaliczyć polskie głosy bohaterów, gdzie główną role Dashenga, gra nie kto inny niż król polskiej sceny dubbingowej Pan Jarosław Boberek i choć jego kwestie nie należą do najliczniejszych to jednak jego głos jest nie do pomylenia z kim innym. Inne postaci również są dobrane całkiem nieźle i dla przykładu taki Liuer, dużo bardziej podobał mi się w polskiej ścieżce dźwiękowej niż angielskiej. Szkoda tylko, że całość tego doświadczenia jest zepsuta przez koszmarne tłumaczenie! Często napotkamy nieścisłości przełożenia z angielskiego na polski co skutkuje śmiesznymi scenami, gdzie polskim aktorom głosowym kończy się dialog, a w angielskiej ścieżce trwa on nadal. Co za tym idzie animacje i cut scenki przerywane są niezręczną ciszą by potem znów nagle wybrzmiał okrzyk nijak połączony do poprzedniej wypowiedzi. Kolejnym rzucającym się w oczy przykładem może być to jak przedstawiono tłumaczenie napisów na zwojach, czy czytanych inskrypcjach wyrytych na skałach. Czcionka jest zdecydowanie za mała i chcący cokolwiek przeczytać musiałem się zbliżać do telewizora jak niedowidzący 80 latek. Szkoda bo takie rzeczy widać od razu i zamiast inwestować w drogich aktorów dubbingowych można było dopracować samą lokalizację i wszystko byłoby jakoś tak lepiej odczuwalne, a tak to mamy znane głosy z bardzo źle zrobioną lokalizacją.
Mając na uwadze te wszystkie niedoróbki wynikające z faktu, że gra jest na licencji filmowej a co za tym idzie widoczne są wszędzie budżetowe fuszerki to i tak muszę zwrócić tej grze honor! Bo wszystkie negatywne elementy gry dotyczą głównie początkowego etapu gry. Dlatego oceniam ją na 7,5/10. Mimo początkowych problemów, to jakie było moje zdziwienie, gdy po przekroczeniu newralgicznego momentu w fabule gra staje po prostu dobra?! Tak, gra zmienia się w naprawdę kapitalną pozycję! Do sterowania się przyzwyczajamy, ruchy Dashenga stają się dla nas naturalne i zdecydowane. Wiemy, ile czasu mamy na atak, kiedy zrobić unik, a kiedy wyprowadzić genialnie animowaną kontrę. Nabyte bardziej złożone zdolności również stają się o wiele bardziej przydatne. Początkowo nie sądziłem, że przekonam się do gameplayu i byłem przekonany, że przecierpię jeszcze trochę i jak dalej tak będzie to to zostawię w cholerę i nie wrócę do tej gry. Cieszę się jednak, że dałem jej trochę więcej czasu, bo zdecydowanie lubię, gdy gra mnie tak zaskakuje!