LEGO Ninjago Movie Video Game | Recenzja

Klocki LEGO to fenomen na skalę całego świata. Chyba każdy miał je za dziecka. Podobnie jak z grami, LEGO ma także swoich wyznawców kolekcjonerów. Gdy jednak marka zaczęła nieco podupadać, ktoś mądry wpadł na pomysł aby przenieść “te klocki” w świat gier wideo. Dzięki temu, dziś mogę przedstawić Wam recenzję Lego Ninjago Movie: Video Game. Jak zwykle zachęcam do recenzji wideo.

Przyznam się szczerze, że w gry oparte na licencji LEGO przez całą moją grową karierę przewinęły się może w 3 odsłonach. Marvel Super Heroes na Xboxa 360, LEGO Batman na Nintendo DS no i właśnie Ninjago na Xboxie One S. Nie ma tego wiele, ale dało mi fajny podgląd z czym wiążą się te gry! 

Przede wszystkim nie ma co tutaj liczyć na górnolotną fabułę, bo ta zawsze oparta jest na prostej zasadzie, ten zły i ci dobrzy. Wiecie technicznie rzecz biorąc to wykreowana historyjka jest skierowana dla małoletniego odbiorcy tak więc weźcie na to poprawkę i nie oburzajcie się infantylnością. Dodatkowo, tutaj historia jest adaptacją filmu na podstawie popularnych zestawów LEGO także też radzę mieć to na uwadze. Typowa opowieść jak Ci dobrzy muszą przezwyciężyć swoje słabości, walczyć sami ze sobą, aby na nowo obudzić w sobie moc zdolną powstrzymać złego najeźdźcę. Takie trochę Power Rangers tylko klockami.

Garmadon we własnej osobie

W naszym przypadku tym złym jest Garmadon, chce przejąć kontrolę nad miastem Ninjago. Nasi bohaterowie czyli cały zespół Ninja w tym: Cole, Lloyd, Jay, Kai, Zane, Nya, oraz sam mistrz Wu, muszą stawić mu czoła oraz jego niecnym planom. Nie wszystko jednak będzie takie proste jak naszym wojownikom może się wydawać. Tracą oni swoje mechy bojowe, przez co czują się bezradni. Lloyd wpada na genialny pomysł aby użyć, ukrywanej przez mistrza Wu broni ostatecznej i raz na zawsze pozbyć się Garmadona. Cały plan w łeb strzelił i coś poszło nie tak. W ten sposób złoczyńca przejmuje kontrolę nad bronią, dopinając wreszcie swego celu. Teraz nasi ninja zdani są wyłącznie na siebie. Mistrz Wu opowiada im jednak o ostatecznej broni ostatecznej, która może powstrzymać ostateczną broń. Nasi wojownicy podejmują się zadania, ale aby dotrzeć do celu, muszą najpierw zmierzyć się sami ze sobą i odnaleźć w sobie ukrytą moc spinjitzu. “Niech moc będzie z Tobą kloczkowiczu”! 

Rozgrywka jest typowa dla gier spod znaku LEGO, kto grał w inne zapewne nie znajdzie tu wiele nowości, co nie znaczy, że ich nie ma. Nie mniej jednak jeśli to Wasza pierwsza przygoda z grami nawiązującymi do klocków, to rozgrywka przedstawia się następująco. 
W wątku fabularnym mamy do dyspozycji naszych Ninja, w sumie jest ich sześcioro i każdy z nich dysponuje innym elementem lub żywiołem. Oprócz tego władają oni określonym orężem, jednorazowo przypisanym do poszczególnego bohatera. Przykładowo Cole to Ninja Ziemi jak przystało na jego umiejętności oraz broń, którą jest wielki młot, potrafi on kruszyć różnego rodzaju elementy zbudowane z klocków aby drużyna mogła przedostać się dalej. Na analogicznej zasadzie działają inni bohaterowie, w zależności w jakim etapie rozgrywki się znajdujemy i jakim zestawem ninja przyjdzie nam grać. Ich broń nie służy tylko do walki z napotkanymi przeciwnikami ale także do rozwiązywania prostych zagadek, w stylu wbij dwa miecze Kai’a do przełącznika on przytrzyma nam dźwignię przez co kolejny bohater może ruszyć dalej i utorować ścieżkę pierwszemu. Niech więc Was nie zdziwi, że generalnie powinno się grać w tę grę we dwie lub więcej osób. Klasyczny split screen to mocna strona gier na licencji LEGO, ale nie obawiajcie się, w pojedynkę też da się swobodnie ją ukończyć, po prostu zmuszeni będziemy żeglować naszymi bohaterami na zmianę aby w końcu dotrzeć do celu.

Kai – ciekawe dlaczego go umieściłem 🙂

Najfajniej moim zdaniem wypadła w grze walka. Ktoś poskładał ją z tych klocków całkiem fajnie! Jeśli nasz bohater posługuje się ciężką bronią to porusza się ciut wolniej niż ten z szybką. Dodatkowo wprowadzono wiele ciekawych mechanik jak finiszery, czy złożone comba, które pozwalają nam nastukać i zwiększyć mnożnik zbieranych w trakcie rozgrywki klocków. Usprawnień w potyczkach jest jeszcze kilka, przykładowo przeciwnicy potrafią blokować nasze ataki, dzięki czemu albo musimy znaleźć sposób na przebicie się i przełamanie ich obrony, albo zmienić bohatera, który swoim atakiem przełamie wrogą gardę. Wprowadza to taki powiew taktyki, nie pozwala nam w bezmózgi sposób klepać tylko przycisku ataku i przeć na przód na złamanie klocka.

Walka ma swój urok i została całkiem nieźle przemyślana

Do nowości zaimplementowanej w serii należą także HUBy, które są jakby bazą wypadową ekipy, którą aktualnie będziemy grać. Nie pełnią już tylko podstawowej roli, ale także to właśnie z tego miejsca możemy bezpośrednio eksplorować podzielone na lokacje miasto Ninjago. Dzięki temu aby zebrać wszystkie złote klocki, które są swego rodzaju znajdźką charakterystyczną dla całej serii nie musimy ponownie wracać do lokacji. Ale to nie wszystko bo dochodzą do tego mistyczne zwoje, małe torebki z różnymi wariantami lub nowymi ludzikami, którymi będziemy mogli grać w trybie swobodnej eksploracji. Oprócz tego, HUB’y pełne są różnego rodzaju aktywności pobocznych, przykładowo pokonywanie wyznaczonych tras na czas, eliminowanie przeciwników w dojo zdobywając przy tym jak najlepszy wynik.. Wybaczcie, że Wam tego nie pokazuje ale nie interesowało mnie, aktywności poboczne, jedynie sprawdziłem, czy te klocki układają się w całość.
Wprowadzono także prowizoryczny rozwój postaci. Nie działa on pojedynczo dla każdego bohatera ale uproszczono go do oddziaływania na wszystkich jednocześnie, niezależnie czy, którymś gramy więcej czy mniej. Fajny pomysł bo jak już mówiłem gra skierowana jest dla młodszych graczy więc nie będą oni się musieli głowić, a jedynie skupić na rozgrywce. Nie mniej jednak ja w wieku 10 czy tam 12 lat grałem już w poważne JRPGi gdzie rozwój miał znaczenie no ale… Wracając jednak do tematu, ulepszenia zdolności dokonujemy w specjalnym dojo. Podzielone jest ono na kilka stylów walki specjalnie wykreowanych na potrzeby gry i gdy nastukamy odpowiednią ilość doświadczenia lub przejdziemy określoną część fabuły to będziemy mogli ulepszyć daną technikę poprzez specjalny żeton. Zaowocuje to poprawieniem statystyk bojowych naszych Ninja.

Dojo pozwala nam na rozwój naszych ninja

Co jeszcze? A no jeden ważny element, który nie raz doprowadzał do szewskiej pasji nie tylko w grach LEGO. Mianowicie eksploracja.Skakanie po platformach odbywa się teraz tylko za pomocą wciśnięcia przycisku, a nie jak dawniej dodatkowo kontrolowaniem kierunku, w którym postać ma go wykonać. Przyznaję się bez bicia, dla mnie to świetne rozwiązanie, nie mówiąc już o młodszych LEGOmaniakach.

Teraz to już chyba wszystko więc z czystym sumieniem mogę przejść do kolejnego elementu gry, którym jest grafika. Ta jest bardzo kolorowa, żywa, i wykonana naprawę fantastycznie! Wiele uproszczeń na jakie pozwala świat z klocków sprawia, że ułożone w świecie przeszkody, czy nawet skonstruowane budynki mają w sobie to coś, aż przyjemnie się na to patrzy. Gdy widziałem jak poruszają się poskładane z klocków zestawy aż się łezka w oku kręci gdy za dziecka człowiek sobie mógł to tylko wyobrazić w głowie! Ile bym dał, żeby zobaczyć w takiej oprawie historię pierwszej serii Bionicle! No ale, wróćmy do rzeczywistości. Poruszanie się modeli ich wspaniały wygląd to jedno, ale kapitalnie kolorowa grafika i pełne klockowego życia miasto Ninjago to drugie. Jak gramy, to czujemy, że w tym zbudowanym świecie wszystko jest tak jak powinno. Bajkowo, kolorowo i aż przyciąga to wzrok. Fajnym elementem grafiki jest to, że postacie zachowują się faktycznie jak klocki, i nie próbuję się na siłę ich bardziej uczłowieczyć. Sposób poruszania się, łapania przedmiotów, czy inne akcje wykonywane są jak z klocków! Drobny smaczek ale za to, pozwala się fajnie wczuć w klimat. 

Grafika to mocna strona gry

Natomiast nie wszystko zbudowano tu z najwyższą jakością jaką oferuje LEGO. Przede wszystkim grafika potrafi konkretnie chrupać. I co najciekawsze nie wtedy gdy lecimy smokiem Lloyda i rozwalamy wszystko po drodze, a gdy trafimy na otwartą przestrzeń gdzie po prostu walczymy z większą grupką przeciwników i klocki, które zbieramy sypią się na potęgę. To chyba taka jedyna konkretna wada gry. Pozwolę sobie pominąć wspomnianą już wcześniej prostą fabułę bo to byłoby strasznie nie fair wymieniać to jako minus.

Bardzo chciałbym za to pochwalić naszą rodzimą lokalizację, bo jak w przypadku różnego rodzaju animacji Disneya, Pixara, czy innych takich, wypada ona kapitalnie dobrze. Rzucane żarciki, śmieszki, czy nawet te pseudo poważne dialogi, są odegrane z najwyższą starannością i łatwo wczuć się w rozgrywkę. Młodszy gracz, będzie mógł spokojnie sobie grać, a towarzyszący mu rodzić, z pewnością złapie w tych żartach coś co go rozbawi 🙂

The Master Chicken!

Złóżmy z tej recenzji jakiś solidny zestaw i podsumujmy co mamy dobrego, a co złego. Może zacznę od tego drugiego, bo to głównie wpłynie na ocenę końcową. Spadki animacji oraz chrupanie grafiki w otwartych terenach. Ten element układanki zaważył o tym, że daję tej grze ocenę 8/10. Tak wiem to i tak wysoko jak na grę z serii LEGO. Jednak paradoksalnie gra ma więcej zalet niż wad. Infantylna fabuła jest tutaj mocną stroną bo nie jest traktowana na poważnie, sam gameplay przeszedł zmiany kosmetyczne, które wpływają bardzo pozytywnie na całą rozgrywkę. Lokalizacja to majstersztyk i można się nieźle uśmiać. Ogólna grafika jest przyjemna dla oczu. To taka gra, która jest doskonałą odskocznią od poważnych tytułów. Jak mówiłem na początku, fani LEGO znajdą tu wszystko co dobre we wcześniejszych grach, a nawet i więcej. Nowi gracze, mogą się przekonać, że gry na podstawie popularnych klocków wcale nie są złe!

Otagowano , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *