Cybernetyczny świat jest coraz bliżej nas. Niedługo maszyny przejmą nasze niechciane obowiązki jak sprzątanie, gotowanie, czy wynoszenie śmieci. Jednak co by było gdyby Maszyny wyrwały się z okowów reżimu napisanego skryptu i zyskały wolną wolę? Ile czasu zajmie im nim staną się niczym istota ludzka? To właśnie stara się nam przedstawić kolejne dzieło od Quantic Dream. Interaktywny film bo tak określa się ich produkcje to przykład tego jak opowiadać historię, która trzyma w napięciu do samego końca! Zapraszam więc do Recenzji Detroit: Become Human. Jak zwykle pod spodem wersja wideo!
Produkcje od QD to specyficzny i odrębny gatunek, który wielu próbowało naśladować ale bezskutecznie. Tylko od ich produkcji nie odbijam się szerokim łukiem bo potrafią zaciekawić mnie złożoną fabułą, szeroka perspektywą naszych wyborów, które będą miały znaczenie na przebieg gry oraz podejmowanymi trudnymi tematami. A przynajmniej tak jest z większością ich gier. I nie ma co ukrywać Detroit bardzo nawiązuje do poprzednich tytułów jak choćby sam fakt podzielenia historii na kilku bohaterów to już sztampa, i zapewne dla jednych będzie to plus dla innych minus, ale tak to już z tymi grami właśnie jest.
Akcja rozgrywa się w 2038 roku w tytułowym Detroit, ludzkość zaczyna prześcigać samą siebie i pojawiają się androidy, które pomyślnie przechodzą test Turinga. Wśród nich poznajemy trójkę naszych bohaterów. Marcusa, który opiekuje się niepełnosprawnym artystą, Karę – gosposię, w domu przepełnionym przemocą domową oraz Conora, androida detektywa wysłanego przez CyberLife aby zbadać niepokojącą sprawę zbuntowanych androidów nazywanych defektami, które od jakiegoś czasu pojawiają się w mieście coraz częściej.
I tylko tyle opowiem Wam z historii bo jeśli jakimś cudem ktoś jeszcze nie grał to każda większa wzmianka może Was naprowadzić na potencjalne wybory czy zepsuć zabawę. Niestety tak to już jest z tymi produkcjami. Nie są one długie i wiele się o ich fabule wypowiedzieć nie można żeby po prostu nie popsuć odczuć płynących z rozgrywki, ale gdy już się w nią wsiąknie to nie sposób odejść od konsoli! To zdecydowanie najmocniejszy element produkcji i bez dwóch zdań można postawić Detroit obok Heavy Rain.
Może zaznaczę na początku, że możemy wybrać jakby dwa tryby. Dla tych co chcą się cieszyć fabułą i dla tych co, wolą troszkę się nakombinować przy klikaniu przycisków. Jest to o tyle ważne, że w tym drugim szybkość podjętych decyzji, również będzie miała wpływ na przebieg wydarzeń. Wprowadza to taki pozorny realizm bo przecież w życiu nikt też nie będzie czekał kilka minut zanim się na myślimy. Nie zrozumcie mnie źle w trybie opowieści też goni nas czas, tylko nie ma to aż takiego wyraźnego i stresującego przełożenie na grę.
Co do gameplayu jak to już z tym typem produkcji bywa więcej oglądamy niż rzeczywiście gramy. Jedyne akcję jakie podejmujemy to poruszanie się wybranym bohaterem, podchodzenie do napotkanych postaci, zbadanie przedmiotów pozostawionych na naszej drodze no i najważniejsze podejmowanie decyzji! Bo tym właśnie ta gra króluje nad innymi. Ale wróćmy na chwilę do sterowania bo niestety kamera często lubi nam płatać figle i aby ją trochę okiełznać, twórcy zadbali aby pod konkretnym przyciskiem znajdowało się przełączenie perspektywy. I muszę przyznać gdyby nie to, to byłoby ciężko. Nieraz gdy o tym zapomniałem to krążyłem moją postacią jak jakąś kukłą, nad którą nie mam kontroli. Było to trochę frustrujące, ale no cóż trzeba do tego przywyknąć.
Bohaterami poruszamy się w standardowy sposób za pomocą drążków, zaś odpowiednie akcje wybranym przyciskiem. Klasyk, wiadomo. Najfajniejszym efektem wedle mojej opinii było przechodzenie jakby w tryb detektywa. Wszystkie poszlaki, czy przedmioty, z którymi możemy wejść w interakcje podświetlają się ze specjalną żółtą ikonką, wskazującą, że coś możemy z tym zrobić. Oprócz tego sekwencje QTE, podczas ”walki” bohaterów, czy ścigania podejrzanego oraz unikania przeszkód podczas pogoni. A także rekonstrukcja zdarzeń gdy gramy Conorem, lub obliczanie najkorzystniejszej drogi w przypadku gry Marcusem. Nic czego w produkcjach od QD już nie widzieliśmy. Nie mniej jednak lepsze jest wrogiem dobrego, także nie dziwię się, że nie stawiano tutaj na rewolucje.
Chociaż troszkę nad tym ubolewam, bo gdyby oddano nam w ręce 100% mocy sprawczej w grze wiele wątków mogłoby się potoczyć jeszcze inaczej niż zaplanowali to twórcy. Natomiast paradoksalnie ma to tutaj logiczne i rozsądne uzasadnienie. Nie wiem czy to zbieg okoliczności czy świetnie przemyślana strategia, ale bycie posłusznym przez androidy idealnie wpisuje się do gry na szynach oraz całej otoczki świata przedstawionego. Są one zaprogramowane do wykonywania instrukcji, a co za tym idzie nie możemy zrobić nic dobrowolnie bez wydanego rozkazu przez właściciela.
Za to czasem mamy wrażenie, że niektóre elementy w trakcie trwania tego doświadczenia były jakby wrzucone na siłę. Przykładowo, aby popchnąć fabułę naprzód grając Karą musimy zająć się pielęgnowaniem całego domu, aby w końcu pojawiły się konkretne okna dialogowe otwierające nam furtkę do kontynuowania. Akurat podaje tutaj ten przykład ale znajdzie się ich jeszcze trochę więcej, nie mniej jednak jak już wspomniałem jest to w jakiś sposób uzasadnione i przedstawione jako metafora upływającego czasu w świecie przedstawionym, więc też nie będę tutaj malkontentem.
No i w tym momencie przechodzimy do sedna gry, czyli wyrwania się z okowów skryptu, który blokuje naszych bohaterów. Jest to fenomenalnie przedstawione jak jakiś limit break, przełamanie ściany, która hamuje poczynania bohaterów. Aby złamać ten schemat musi dojść do sytuacji, która wzburzy w bohaterach napływ emocji i chęć dobrowolnego działania. Sprzeciwieniu się rozkazowi. Jakie to są sytuacje? Często niczym nie różniące się od tego co spotyka ludzi w codziennym życiu. Przemoc domowa, wobec najmłodszych, czy to starszych, albo po prostu nierówne traktowanie społeczne. Równie często te sytuacje poruszają i dotykają wiele moralnych kwestii, które już wzbudzają lub dopiero będą wzbudzać kontrowersje jak choćby seks z androidami czy segregację rasową ludzi i androidów. Ale medal ma zawsze dwie strony bo poczynania ludzi spowodowane są frustracją na androidy bo te dla przykładu zabrały im pracę. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Jest akcja i jest reakcja. Gra w bardzo umiejętny sposób przedstawia bunt androidów względem ludzkości za pomocą tragedii, które dzieją się na co dzień wśród populacji ludzkiej ale także zwyczajnie nieuzasadnionej nienawiści ludzi wobec maszyn. Rebelia wzniecona jest właśnie poprzez traktowanie androidów jak niewolników, jak rzeczy. Ludzie je biją znęcają się nad nimi czy po prostu wyrzucają jak śmieci. Skoro zatem androidy zdają sobie z tego sprawę i mają dość to czy stają się ludźmi? Istotami o wolnej woli?
Właśnie na takie dylematy moralne naprowadzają nas kolejne wybory, które musimy podejmować w trakcie rozgrywki. A na ich mnogość nie możemy narzekać i muszę przyznać, że jako gracz, który zagrał w prawie wszystkie gry QD, jak i również produkcje innych developerów, oparte na tym typie rozgrywki, stwierdzam, że gry od Caga nie mają sobie równych. W wielu przypadkach srogo się zastanowiłem zanim podjąłem jakiś wybór, który wpłynie na rozgrywkę. Mimo, że rozum podpowiada jedno i sugeruje lepsze rozwiązanie, to do akcji wkracza nasze sumienie i empatia względem bohaterów. Stajemy więc nad moralnym dylematem nie tylko względem wykreowanych postaci ale także względem nas samych. Bo jak już wspomniałem często będziemy musieli wybierać między tym co słuszne, a tym co uważamy za odpowiednie bo zżyliśmy się z bohaterami. Wkraczają tutaj słowa Caga, którymi promował Detroit – wprowadzenie emocji w rozgrywkę.
No ale nic w świecie nie jest za darmo i wszystko ma swoją cenę, nawet podjęte przez nas wybory w grze. Po zakończonej sekwencji pojawia się drzewko z rozrysowanymi drogami i podjętymi przez nas decyzjami. Początkowo może wydawać się, że niektóre nie mają żadnego wpływu na to co stanie się dalej. To bardzo złudne, bo jeśli nie mają efektu natychmiastowego to nie oznacza, że nie pojawi się on w późniejszym etapie rozgrywki. No a same drzewka mogą nam dodatkowo zobrazować jakie decyzje podjęli także inni gracze podczas tej samej rozegranej sekwencji.
Pozwolę sobie jeszcze tutaj na opinię dotyczącą wykreowanych postaci i napisany dla nich scenariusz. Jest to fantastyczny kawał dobrze wykonanej pracy. Historia nas uzależnia, i chcemy jej więcej. Chcemy dowiedzieć się co stanie się dalej z bohaterami. Jak potoczą się ich dalsze losy, które de facto trzymamy w ręku. Zupełnie jak gdybyśmy oglądali serial na platformie streamingowej, tylko z padem w ręku! No majstersztyk! Dla przykładu mnie najbardziej podobała się przemiana Marcusa. Wszystko w tej historii miało dla mnie sens, skąd biorą się jego emocje, odczucia i co nim kieruje. Na drugim miejscu stawiam Conora, ale to dlatego, że chyba dokonywałem niewłaściwych wyborów. Na samym końcu Karę, bo choć wątek potrafi ścisnąć za serce, to wydawał mi się najbardziej surrealistyczny. Wiadomo gdyby ktoś, spisywał każdy jeden dialog na pewno doszukałby się pewnych nieścisłości ale ja osobiście byłem tak pochłonięty fabułą, że szukanie nieścisłości było ostatnią rzeczą jaką robiłem.
Co do kwestii oprawy graficznej nie mam absolutnie żadnych zarzutów. Czasem rzuci się w oczy jakiś sztuczny grymas twarzy, albo jakiś niefortunny ruch kończyny, który śmiesznie wygląda ale patrząc na ogół oraz jak wygląda cała gra, a co za tym idzie świat przedstawiony są to drobnostki, których się nawet nie zauważa. Wykreowane futurystyczne Detroit robi ogromne wrażenie! Wygląda pięknie! Wszędzie pełno detali, żyjących ludzi, zapalających się świateł na ulicach, przejeżdżających autobusów, no generalnie tak powinno wyglądać żyjące miasto w grze. Wspomniane wcześniej wpadki motion capture to też kropla w morzu, bo modele postaci, ich mimika, emocje i reakcje malujące się na twarzy to kapitalna sprawa! Grafika robi ogromne wrażenie i w trakcie przechodzenia miałem odczucie, że oglądam film a nie gram w grę. No właśnie i tu jest mały haczyk – wygląda jak film. Wszystkiemu winne są oskryptowane sekwencje. Oznacza to, że gdy zasiądziemy do gry kolejny raz, w mieście nie zmieni się zupełnie nic. Za każdym razem będziemy odtwarzać tą samą pętlę, przechodzących ludzi przez światła, czy przejeżdżający pojazd. Zupełnie jakbyśmy przewinęli klisze filmu. Co raz zostało nakręcone już tak zostanie. Na szczęście tyczy się to tylko wykreowanego otoczenia. Zawsze coś jest kosztem czegoś, bo dzięki temu grafika jest po prostu powalająca.
Muzyka. Tutaj ciężko mi się wypowiedzieć bo wielkim audiofilem nie jestem, ale cenię sobie gdy w tle słyszę konkretny podkład budujący klimat. Każda z postaci posiada własny charakterystyczny motyw muzyczny. Jednak ciężko mi sobie przypomnieć czy w Detroit muzyka zrobiła na mnie wrażenie, ale skoro mam z tym trudności to znaczy, że szału nie było. Nie znaczy to, że jest źle ale może po prostu coś przeoczyłem i się przesłyszałem, albo po prostu to nie moje brzmienia. Natomiast wielkim plusem są dla mnie głosy postaci. Nie przepadam za polskim dubbingiem i staram się grać na oryginalnej ścieżce. I tak też było tutaj, nie zawiodłem się, a dopasowane głosy wydawały mi się naturalne i nie męczyły w trakcie rozgrywki. I nawet nie chciałem przełączyć się na polski dubbing i sprawdzać jak to wypadło bo zwykle oznacza to desynchronizacja wypowiedzi z ruchami ust. Więc po co psuć sobie odczucia? Jednak zdaję sobie sprawę, że to subiektywna sprawa, i każdy zrobi jak mu będzie wygodnie.
Trochę się rozpisałem ale o Detroit tak właśnie trzeba. Paradoksalnie choć gra jest krótka, to ma w sobie tyle treści, że ciężko to upchać w zwięzłą recenzję, a przecież tylko lekko liznąłem temat charakteru postaci, o których mógłby powstać cały fandom (o ile już dawno temu nie powstał). Drobne mankamenty występujące w grze to tylko kropelka w morzu tego jak dobra jest to gra, jak dobra jest to opowieść. Towarzyszy temu piękna grafika, zarówno postaci jak i całego miasta. Z czystym sumieniem wystawiam Detroit ocenę 9/10. To jedna z tych gier, których długo się nie zapomina. I zostawia nas z poczuciem, że przecież mogliśmy coś zrobić inaczej, dokonać innego wyboru…