Ryse: Son of Rome | Recenzja

Ekskluzywne gry startowe na Xboxa One można policzyć na palcach jednej ręki, miały one jedno zadanie, zwabić do tej konsoli jak największą rzeszę graczy. Jedną z nich była gra, która miała stać się konkurencją dla greckiego rzeźnika bogów olimpu. Ryse Son of Rome bo o niej będzie dziś mowa, to ożywiony i opowiedziany na nowo mit Damoklesa. Zaciekawieni? No to zapraszam do recenzji! Jak zwykle pod tekstem znajdziecie materiał wideo.

Dlaczego opowiedziany na nowo? Bo wedle mitologii zawistny Damokles zazdrościł władcy jego przywilejów, ten zaś oświadczył, że mogą zamienić się na dzień rolami. Zarazem jednak nakazał zawiesić nad łożem Damoklesa ostry miecz na cienkim końskim włosie. W ten sposób unaocznił mu niebezpieczeństwo grożące ze strony wrogów i nieprzyjaciół każdemu panującemu wśród pozornych luksusów i dobrodziejstw władzy.

W grze mityczne ostrze Damoklesa przedstawione jest nieco inaczej… Jakoby sztylet miał należeć do wielkiego wojownika, którego zdradzili jego przyboczni w trakcie ważnej bitwy, wtem objawia się on jako duch wstępujący w wojownika, który pragnie zemsty ponad wszystko.

Tak właśnie jest z naszym głównym bohaterem Mariusem Titusem, który wraca po długim szkoleniu na legionistę do ojczystego domu. Ojciec przekazuje mu miecz i przestrzega przed niebezpieczeństwem czyhającym na Rzym. Sielankę rodzinnego spotkania przerywają krzyki. Matka i siostra bohatera zostają zamordowane przez barbarzyńców. Marius poprzysięga zemstę stając się przy tym wcieleniem Damoklesa. Z czasem jednak dowiemy się, że bogowie lubują się w zabawach ludźmi, a najgorszy wróg to nie najeźdźca zza imperium… 

Marius Titus we własnej osobie.

Gra choć jest bardzo krótka, bo udało mi się ją ukończyć w około kilka godzin, to jest też intensywna i emocjonująca, a przynajmniej z początku. 
Ryse Son of Rome to gra z gatunku slasherów, czyli będziemy przeprowadzać naszym bohaterem krwawą młóckę, na wrogich barbarzyńcach. Cała potrawka z odciętych kończyn, głów czy strzaskanych tarcz, doprawiona jest soczystymi krwawymi finisherami. Aby je uaktywnić musimy ustukać odpowiednią ilość combosów bez otrzymania obrażeń. To chyba najciekawszy element gry. Tak przynajmniej myśleli twórcy, bo jest tu pewne ale, które mi się nie podobało. Mianowicie każdą potyczkę z byle jakim przeciwnikiem możemy zakończyć w dokładnie ten sam sposób, właśnie dzięki egzekucjom. To najszybszy, najefektywniejszy, a przy okazji najbardziej efektowny sposób na szybkie przejście w do następnej lokacji. I muszę stwierdzić, że długość gry działa tutaj na jej korzyść. Już przy dłuższym posiedzeniu łatwo wpaść w rutynę i znudzić się tymi finisherami. Może gdyby były one jakoś bardziej urozmaicone nie wpadlibyśmy w taką monotonię. Do tego dochodzą jeszcze nijakie walki z bossami. W zasadzie gdyby nie to, że nie pojawiają się inni przeciwnicy i mają oni więcej życia, a starcie poprzedzone jest cut scenką to nie rozpoznałbym ich wcale. Pomyślał, że to jakiś pół boss albo nowy przeciwnik, który zjawi się w trakcie regularnej rozgrywki tylko odpowiednio zapowiedziany. Brakuje tu takiej pompy przy tych starciach, takiego czegoś  co spowodowałoby opad szczęki.

8 rozdziałów to nie za wiele.

Ale żeby nie było, to są też elementy, które są wykonane po mistrzowsku. Przykładowo przejmowanie dowodzenia nad małym oddziałem. Wydajemy rozkazy kiedy nasi legioniści mają chować się za uformowanym z tarczy szykiem, by następnie podejść do przeciwnika i rzucić w niego dzidą. To akurat miodny gameplay w czystej postaci! Rozstawienie wojsk tak aby samemu operować gigantyczną kuszą i zarządzać przy okazji łucznikami też cudo! No i walka na murach zamku, która niejednemu z Was będzie pewnie przypominać filmowego klasyka!

Dowodzenie legionistami to kapitalny element gry

A teraz pytanie do zgromadzonych na forum Romanum. Kim byłby wykokszony bohater bez możliwości rozwoju jego umiejętności? No to powiem, że wiem kim. Tym samym bohaterem tylko słabszym i dłużej bijącym tych samych przeciwników… Bo do końca gry nie musiałem w ogóle usprawniać bohatera i szczerze powiedziawszy skapnąłem się gdzie i jak to się robi gdy zdążyłem prawie przejść grę bez tego… Dlatego trochę doczepię się do wyglądu menu bo jest jakieś takieś mało przejrzyste i nie wygląda intuicyjnie. A samouczek też prezentuje je nam w bardzo dużym skrócie. No i sama modyfikacja umiejętności też podlega dyskusji i kwestii spornej. Ponieważ oprócz wzmocnienia życia i siły ataków reszta wydała mi się zupełnie nieprzydatna, ot co.

Jeżeli jest jedna rzecz jaką Ryse Son of Rome robi naprawdę dobrze to, to jak wygląda! Gdy zobaczyłem niektóre miejscówki to opadła mi szczęka! Dawno nie zatrzymałem się w grze żeby podziwiać widoki tylko dla samego patrzenia i ucieszenia gałek ocznych. Zresztą co Wam będę dużo mówił sami zobaczcie! No ale nie samymi widokami grafika stoi, bo dochodzi do tego klatkarz, zróżnicowanie wrogów no i sam model postaci. Co do naszego bohatera zupełnie nie mam ale. Klatkarz? Ogrywałem grę na Xbox One S więc ciężko o weryfikację zwłaszcza względem mocniejszego odpowiednika, a tym bardziej obecnych konsol. Natomiast biorąc pod uwagę długość gry to ilość i zróżnicowanie wrogów wypada bardzo kiepsko… O ile legioniści mają prawo wyglądać identycznie, tak barbarzyńcy, no cóż. Mogło być zdecydowanie lepiej wykonane i czuć, że ktoś poszedł tutaj na łatwiznę. 

„Now we are free”

Ryse Son of Rome to bardzo specyficzna produkcja. Rzekłbym, że ta gra jest bardzo wyważona bo tyle samo w niej dobrego co słabego. Piękna grafika nawet na dzisiejsze czasy, oryginalny pomysł na fabułę, a także kapitalne dowodzenie legionistami. Na niekorzyść działa sam gameplay, to, że jest krótka i ogólne odczucie, że to niedokończony produkt. Walka z bossami też jest nijaka, bo dopiero finałowe starcie nabiera tempa i jakiegoś małego rozmachu. Tę grę uznałbym bardziej za coś na zasadzie prototypu, który jeśli się przyjmie to zrobimy dwójkę bardziej wykokszoną. Widzieliście gdzieś zapowiedź dwójki od niespełna 7 lat? No właśnie ja też nie. Dlatego nie ocenię tej gry numerycznie. Bo za obecną cenę wydania pudełkowego warto dołączyć Mariusa do swojej kolekcji i nacieszyć się choćby widokami niezależnie od oceny.

Otagowano , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *