Record of Lodoss War to anime, które dawno, dawno temu zapadło mi głęboko w pamięci. Swego czasu właśnie na jego podstawie wyobrażałem sobie idealną grę JRPG. Rzeczywistość a wyobrażenia rzadko idą w parze, a od ostatniej pełnoprawnej gry na licencji tego anime minęły aż 22 lata! Jak zatem prezentuje się Record of Lodoss War Deedlit in Wonder Labyrinth? Tego dowiecie się z tej recenzji!
Może jeszcze słowem wstępu. Moje oczekiwania zostały prawie spełnione w 2000 roku, kiedy to na Dramcast’a pojawiła się gra sygnowana właśnie tym tytułem. W wielkim skrócie, jej historia dzieje się równolegle do wydarzeń z Original Video Animation, w skrócie OVA. Nawiązując przy tym bezpośrednio do mangi. Osobiście po latach uważam jednak, że gra nie była jakoś szczególna, a dziś już ciężko powiedzieć dlaczego. Była trudna, grafika też nie prezentowała się jakoś okazale, jedynie muzyka chwytała gracza za serce. Dla porównania wydana w tym samym roku również na Dremacast’a Grandia II przyjęła się wśród graczy o niebo lepiej.
No dobrze, ale przejdźmy do konkretów. Fabuła Deedlit in Wonder Labyrinth dzieje się przed wydarzeniami z „Diadem of the Covenant”. Tak wiem osobą niezaznajomionym z mangą wiele to nie mówi, tak więc spieszę z krótkim wyjaśnieniem. Oryginalna manga została wydana w 1994 roku następnie w 2001 wydano jakby jej reedycję nazwaną ostateczną. Później na przełomie 2013-2015 wydano dalsze losy bohaterów pod tytułem „Grey Witch”, a na samym końcu w okolicy 2019 roku powstał właśnie „Diadem of the Covenant”.
Tytułowy Labirynt to nic innego jak zamknięty obszar lokacji i nasza elfia bohaterka Deedlit musi znaleźć z niego wyjście napotykając na swojej drodze na najróżniejszych sojuszników jak i wrogów znanych z mangi i serialu. Tak naprawdę tyle jest nam potrzebne wiedzieć z całej fabuły więc, nie przejmujcie się wcześniej wspomnianą chronologią, bo w samej rozgrywce nie jest to Wam potrzebne do niczego. Natomiast do poznania łączących bohaterów więzi jak i relacji już tak. Bo w samej grze skupiamy się wyłącznie na Deedlit a te relacje są spłycone do niezbędnego minimum. Tak więc nie musicie się obawiać, że stracicie „to coś”, to coś więcej z tej historii. Wybaczcie ten trochę przydługawy wstęp, ale bardzo lubię Record of Lodoss War zarówno anime jak i mangę, dlatego trochę mnie poniosło i nie mogłem tego zostawić tak bez wyjaśnienia!
Skoro już wiemy, gdzie jesteśmy możemy skupić się na grze. A ta to typowa metroidvania i na pierwszy rzut oka przypomina tuzy swojego gatunku jak Castlevanie Symphony of the Night. Zwiedzamy tytułowy labirynt w te i z powrotem zbierając ukryte przedmioty jak broń, moce magiczne czy miksturki zwiększające życie, pokonując przy tym napotkanych wrogów. Osoby zaznajomione w gatunku wiedzą doskonale czego się spodziewać więc tylko zerkną i będą wiedzieć, że gra jest dla nich.
Jednak, jeśli mimo to nie jesteście przekonani do gry, to trafiliście idealnie, bo postaram się omówić najważniejsze kwestie. Zacznijmy od samego labiryntu. Skonstruowany jest tak aby celowo w nim błądzić i szukać przejścia, bo a nuż możemy trafić na coś ciekawego. Pewne drzwi będą dla nas początkowo zamknięte, a niektóre elementy samego labiryntu nieosiągalne i celowo niedostępne. Ten gatunek tak po prostu już ma. Specjalnie wymusza na nas odwiedzanie tych samych miejsc ponownie, gdy posiądziemy już daną zdolność czy możliwość odblokowania drogi po pokonanym bossie. Sama konstrukcja labiryntu jest przemyślana i w ciągu całej gry nie natrafiłem na jakieś niedociągnięcia, które pozwalałyby pójść na niezamierzone przez twórców skróty. I tutaj przyczepie się do jednej niezrozumiałej dla mnie rzeczy. W trakcie odkrywania zdolności Deedlit animacja gry zwalnia tak makabrycznie, że jest to niemiłosiernie upierdliwe. Niby ma to nam wskazać jak posługiwać się bronią czy umiejętnością ale kurde no rozwiązane jest to po prostu tragicznie.
Idąc za ciosem nie da się zwiedzać lokacji bez walki. Nie jest ona skomplikowana polega na atakowaniu orężem i magią. W przypadku broni do dyspozycji mamy różnego rodzaju oręż i łuki. Broń biała dzieli się dosyć standardowo na ciężkie, lekkie i dystansowe. Możemy ją zdobywać po pokonaniu napotkanych stworów a także u handlarza. Jednak te najbardziej wartościowe znajdziemy w trakcie przeszukiwania labiryntu. Z łukami jest generalnie tak samo, są podzielone na te co zadają mocniejsze obrażenia, ale wystrzeliwują mniej strzał i na odwrót. Rzekłbym typowa klasyka.
Trochę ciekawej ma się sytuacja z magią, bo ta technicznie rzecz biorąc podzielona jest na żywioły. Dlaczego technicznie? Bo w grze dominują głownie dwa. Wiatr i ogień, i to w zdecydowanej mierze waśnie na nich będziemy opierać swoje ataki. Później zdobędziemy także zaklęcie pozwalające używać magii ziemi, ciemności, czy innych atrybutów, ale są to pojedyncze czary, których używałem sporadycznie albo wcale. Idąc za nurtem, skupie się teraz na tych dwóch najważniejszych. Z tego względu, że to wiatr i ogień są jakby głównymi przypisanymi atrybutami do Deedlit, które możemy w każdej chwili zmieniać. Niejednokrotnie także same przeszkody labiryntu będą na nas wymuszały ich zmianę, aby bez uszczerbku na zdrowiu bohaterki przejść przez magiczną barykadę.
Jeśli zaś chodzi o grafikę to muszę wylać tutaj swoje żale a dopiero później przejść do obiektywnej oceny. Okropnie żałuję, że grę zrobiło studio specjalizujące się w pixel arcie. Nie jestem fanem tego rozwiązania, zupełnie mi się nie podoba i raczej nie trafi do mnie ta pseudo iluzja stylu retro. Gdyby Deedlit pojawiła się w rysunkowej oprawie jak np. Ori and the Blind Forrest to ooo boziu! Byłaby to najpiękniejsza wizja Lodossa jaką mógłbym zobaczyć! Ehh… no ale jak wspomniałem już we wstępie wyobrażenia a rzeczywistość nie idą ze sobą w parze.
No dobrze, teraz już bez osobistych wywodów. Jeśli ktoś lubi pixel art, to zdecydowanie gra przypadnie mu do gustu. Będę tu teraz trochę hipokrytą, ale po dłuższej sesji w grze, przestałem zauważać te piksele, skupiłem się wyłącznie na rozgrywce i być może to był główny cel twórców. Czy spostrzegłem jakieś rażące artefakty graficzne bądź niedociągnięcia? Nie. Bohaterowie jak i otaczające nas lokacje były fajnie zaprojektowane, różnorodne i przywoływały ducha oryginału mangi oraz anime. Ciężko mi się odnieść do tego jak widzi to osoba postronna nie znająca lore, ale czytałem całkiem pozytywne opinie na ten temat. Animacje ataków bronią białą, strzelania z łuku czy używania zaklęć również nie wywołały u mnie negatywnych odczuć, co tylko wychodzi grze na plus. Generalnie chyba ciężko o duże fajerwerki przy tym stylu graficznym, ale mam też wrażenie, że wyciśnięto z tego, ile się tylko dało.
Jeśli chodzi o muzykę to zwyczajnie nie mam zdania. Nie zadziałała na mnie w żaden sposób ani negatywny, ani pozytywny i obiektywnie patrząc to chyba jednak nie świadczy o niej najlepiej.
Record Of Lodoss War Deedlit in Wonder Labyrinth to specyficzna gra. Z początku zupełnie mnie odrzuciła, dopiero za drugim podejściem się przekonałem i tak wyszło, że ukończyłem ją na 100%. Fani klasyki gatunku metroidovania poczują się jak u siebie. Pixel art. sprawi, że zadziała nostalgia i to ona w główniej mierze zadecydowała o ocenie końcowej, która wynosi 6.5/10. Dla graczy chcących spróbować gatunku, myślę, że będzie w sam raz. Ma świetne tło fabularne, które przyciągnie uwagę, nieskomplikowanym i przyjemnym systemem walki, oraz nie jest też przesadnie trudna. Ogólnie nie jest to zła gra, ale też nie jest wybitna. Jest po prostu dobra, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym, przez co nie zapadnie graczom w pamięci.