Jak wiecie nie jestem zwolennikiem gier z gatunku souls like. Zwykle odrzuca mnie w nich nie sam poziom trudności i walka ze swoim refleksem, a mozolnie przechodzenie wszystkiego od nowa po śmierci. Pojawiła się jednak gra, która jak na soulsy, przypadła mi bardzo do gustu! Czy Chronos: Before the Ashes, zmiękczył mnie na tyle żebym polubił ten gatunek? Tego dowiecie się z recenzji! Jak zwykle zostawcie suba i łapkę w górę!
Warto tutaj wspomnieć, że Chronos jest prequelem dla gry Remnant: From the Ashes. Nie miałem okazji w nią jeszcze zagrać ale wszystko przede mną.
Opowiedziana historia jest, krótka, zwięzła i treściwa. Nie znaczy to, że brakuje jej polotu, czy dozy dreszczyku niewiedzy. Przygodę rozpoczynamy od cut scenki gdzie starsza kobieta opowiada nam o czasach gdy na Ziemi budynki pięły się ku niebu, próbując zagrabić tym samym jego kawałek dla siebie. Pewnego razu z niezbadanych zakątków oraz światów, na Ziemi pojawił się Smok, który zmiótł z niej dotychczasową ludzką egzystencję. Towarzyszące mu stwory zadbały aby przy życiu zostało jak najmniej z naszego gatunku. Jakiś czas później pojawiamy się my, bohater lub bohaterka – wybraniec ludzi, który musi stawić czoła potworowi. Za pomocą specjalnych kryształów zostajemy przeniesieni w nieznaną nam rzeczywistość gdzie królują najdziwniejsze i znane tylko z opowiadań istoty. Tak oto nasz chłopek roztropek, będzie musiał przedzierać się przez labirynt pełen najróżniejszych bestii i zawalczy o lepszy los dla gatunku ludzkiego.
No i to właściwie tyle wystarczy nam wiedzieć o fabule. Gra z założenia mówi nam bardzo niewiele. Zarówno w cut scenkach jak i w trakcie rozgrywki. Może dlatego, że nasz bohater nie ma z kim porozmawiać w świecie. Oprócz pojedynczych postaci będących swego rodzaju elementem popychającym przygodę dalej lub aktywującym acziwmenty. Jedynie strzępki informacji jakie możemy znaleźć o tym co stało się ze znanym ludziom światem odnajdziemy w pozostawionych notatkach, lub innych zapiskach po ostatnich śmiałkach próbujących przezwyciężyć przypieczętowany dla nich los.
Na wielki plus gry zaliczam świat przedstawiony. Nie chodzi mi tutaj o grafikę, a o koncept, wizje tego co ma przedstawiać. Gra rozpoczyna się w postapokaliptycznym świecie, jakby rzeczywistym odbiciu czasów współczesnych, tyle, że zrujnowanym przez wspomnianą Bestię. Przyznam, że początkowo patrzyłem na to dziwnie, nasza postać, chłopek roztropek jak go lubię nazywać, wygląda strasznie komicznie przemierzając stalowe pozostałości po konstrukcjach z XXI w. z mieczem i drewnianą tarczą. Na pierwszy rzut oka wydaje się nam, że coś tutaj nie pasuje i ewidętnie nie gra tak jak powinno. Dopiero później po rozwiązaniu pierwszej zagadki wszystko zaczyna się nam układać w całość.
Dzięki specjalnym kryształom teleportujemy się w nieznany świat, pełen magii i dziwnych stworzeń. To właśnie tam nasza broń przyda się najbardziej. Ten alternatywny świat jest całkiem spoko. Nie wygląda jakoś odtwórczo i zamieszkujące tam istoty przynajmniej nie są oklepanymi dziwadłami lub żywymi trupami. Jak więc już sami widzicie koncept jest rzeczywiście bardzo oryginalny, mało odtwórczy, a to się w dzisiejszych czasach chwali.
Ogromnym minusem jest tutaj jednak sama grafika, bo choć ma swój klimacik, to wygląda bardzo biednie. Taki ubogi kuzyn innych znanych soulsów. Zwiedzane przez nas lokacje, wyglądają jak za czasów PS2 tyle, że dostosowane do znośnych dzisiaj standardów wizualnych. Ciężko to określić. Chyba po prostu przemierzane przez nas korytarze, komnaty, czy inne miejscówki są wykonane tak minimalistycznie, że nie mamy ochoty nawet na chwilę się zatrzymać i popatrzeć na otaczające nas środowisko. To samo mógłby powiedzieć o atakujących nas stworach, jednak te, paradoksalnie wykonane są całkiem, całkiem. Może nie emanuje od nich masa detali, ale też nie są jakieś szczególnie brzydkie. Trochę nijakie, ale ogólnie źle nie jest. Gorzej ma się jednak sprawa z naszym chłopkiem roztropkiem. Model naszego głównego bohatera to jakiś mało śmieszny żart bo jego wygląd przypomina chłopa pańszczyźnianego z okresu wieków ciemnych. Jednak gdy się tak człowiek nad tym trochę zastanowi to może specjalnie został tak wykreowany? W końcu w dziejach ludzkich nastało nowe średniowiecze.
Skoro dalej jesteśmy przy wizualiach to karygodne byłoby nie wspomnieć o tym jak wygląda menu wyboru przedmiotu. Mam na myśli tutaj moment, w którym podchodzimy do zagadki żeby np. umieścić w niej jakiś przedmiot. Gra przenosi nas do sub menu dostępnych i zebranych przez nas itemków, które mają nam pomóc przedostać się dalej. Matko… cofnąłem się w czasie gdy to zobaczyłem. Znów poczułem się jakbym grał na PS2 lub pierwszym Xboxie. To jednak nie byłoby takie złe i da się do tego przyzwyczaić, ale ten znak odmowy dostępu… ehh chyba najlepiej będzie jak zostawię to bez komentarza.
Grafika to nie wszystko i lwią część każdej gry stanowi mechanika. Ta jest ciekawym połączeniem slashera i soulsów. Dlaczego tych dwóch gatunków? Soulsów bo poziom trudności, rzeczywiście daje się we znaki. Czuć tą toporność bohatera, charakterystyczna właśnie dla tego rodzaju gry. Do tego wytrzymałość, która odpowiada zarówno za obronę jak i unik jest ograniczona. Odnawia się wraz z czasem, gdy przysłowiowo odpoczywamy. No i jak to w takim wypadku bywa, mechanika sprowadza się do przewidywania poczynań przeciwnika, zadaniu obrażeń w odpowiednim momencie a także klasycznemu umieraniu jak najmniej. A no i jeszcze charakterystyczne odblokowywanie skrótów do uprzednio zwiedzonej lokacji! Każdy kto lubi ten gatunek wie z czym się to wiąże, także nie muszę tego więcej opisywać. Jednak, z racji uczciwości chcę wspomnieć, że czasem nasze ataki i uniki działają z bardzo nijakim rezultatem. No dobra ataki może znacznie mniej ale uniki już zdecydowanie gorzej. Nie wiem czy to mój brak refleksu czy nie ale, grałem na Normalnym poziomie trudności i w zdecydowanej mniejszości udawało mi się wykonać poprawny unik, nie mówiąc już o sparowaniu, odbiciu tarczą. Tego nie udało mi się osiągnąć przez całą grę ani razu!
No dobrze ale wspomniałem, że to także połączenie ze slasherem, dlaczego? Bo nasze ataki nie są ograniczone poprzez żadną staminę, czy inne takie. Możemy machać mieczem, toporem, włócznią czy co tam znajdziemy po drodze bez żadnego wysiłku ile tylko chcemy. Wiadomo mamy swoją sekwencje ruchów tak jak i przeciwnik, ale nie limituje nas nic poza tym.
To chyba także dobry moment aby wspomnieć nieco o bardzo ciekawym pomyśle w rozgrywce i ukaraniu gracza za śmierć. Wraz z każdą kolejną, nasz bohater staję się starszy o rok. Warto zaznaczyć, że grę rozpoczynamy mając już 18 wiosen na karku. Ważne aby za młodu tak między 20 a 40 lat aby inwestować wylevelowane poprzez walkę z przeciwnikami punkty w siłę, zręczność, a także żywotność. Bo będąc młodym nasza postać porusza się sprawnie, zwinnie i łatwiej może unikać ataków. Gdy osiągniemy kryzys wieku średniego dobrze jest zacząć inwestować w Mistykę. Ponieważ im starsza staje się nasza postać tym bardziej czujemy skutki kolejnych lat na karku. Trudniej się nam poruszać, a także potrzeba więcej punktów doświadczenia aby zdobyć następny poziom. Fajnie, że zadbano także aby wygląd naszej postaci również zmieniał się z biegiem czau. Mi jednak udało się ukończyć grę zanim się zestarzałem na tyle by było to wyraźnie widoczne, więc nie mam jak tego zademonstrować. Niewielka szczecina na brodzie w połączeniu z ubogą grafiką raczej nie będzie wiarygodnym udowodnieniem tych słów, tak więc musicie mi uwierzyć na słowo, albo przekonać się sami.
Starzenie się daje nam również coś w zamian. Co dziesięć lat uzyskujemy specjalny talent, który obdarowuje naszego bohatera unikalną zdolnością, dodatkowo wzmacniając naszą postać. Muszę przyznać, zasada działania nie jest skomplikowana ale świeża i intrygująca, przez to rozgrywka się nie starzeję!
Niestety widać tutaj niewielki budżet jakim dysponowało studio, bo gra bywa bardzo nierówna. Raz miejscówki, mimo, że ubogie w detale to wydają się zaprojektowane z pomysłem, inne zaś polegają na jak najszybszym przedarciu się dalej i wybiciu wrogów. Bardzo zaskoczył mnie też fakt zagadek logicznych, które mimo przyjemnego urozmaicenia podobnie jak w przypadku lokacji nie grzeszą polotem. Czasem – paradoksalnie – ciężej coś znaleźć w lokacji bo tekstura się nie wyróżnia na tle otoczenia, niż rozwiązać samą łamigłówkę. W zdecydowanej większości po prostu wygląda to na zasadzie przynieś przedmiot z punku A, otworzy ci on drogę do punktu C, żeby tam pokonać przeciwnika i z wydropionym itemem wrócić do punku B. Wiadomo to klasyczny przykład jak działają gry z tego gatunku, ale skoro sama walka jest nieco prostsza to może dobrze byłoby wykorzystać tutaj inny atut? To tylko takie moje przemyślenie, ale uważam, że można było nad tym lepiej popracować.
Okrojone zasoby finansowe dają się we znaki również przy prowizorycznym craftingu. Przedmiot znaleziony w jednym miejscu łączymy w menu z innym, znalezionym gdzie indziej i tym sposobem otrzymujemy kolejną rzecz, która pozwoli nam przejść dalej. Widać, że twórcom nie brakowało pomysłów na ciekawą rozgrywkę ale budżetu niestety już tak.
To samo tyczy się także rozgrywki, bo grając na normalnym poziomie trudności udało mi się ukończyć grę w niecałe 10h, chociaż akurat tutaj nie będę na to narzekał, bo pomysł aby ponownie przechodzić Chronosa nawet nie przeszedł mi przez myśl. Co ciekawe myślę, że wśród tych dziesięciu godzin, przynajmniej jedna wlicza się w loadingi. O ile między lokacjami nie są jakoś zatrważająco długie, natomiast gdy umrzemy, bądź chcemy się przenieść lub przeteleportować kryształem w inny zakątek labiryntu, to zdążymy iść do klopa na dłuższe posiedzenie i dopiero zaczniemy rozgrywkę.
Jak zatem ocenić tę grę? Przede wszystkim trzeba na nią spojrzeć jako produkcję będącą swego rodzaju dobrym wejściem w gatunek souls like. Takie soft soulsy. Więc za sam ten fakt gra dostaje u mnie oczko wyżej i klasyfikuje ją na mocne 7/10. Walka nie jest aż tak wymagająca jak w przypadku tuz tego gatunku, więc jest idealna aby sprawdzić czy ten typ gier jest dla nas. Jak dla mnie to jej największa zaleta. Klimatyczna, a zarazem uboga grafika, będzie obosiecznym mieczem dla gry. Natomiast mechanika starzenia się jest kapitalnym pomysłem, wartym rozwijania w innych grach, bo daje nam ona poczucie realnego upływu czasu. Całość dopełnia ciekawy klimat, oraz to gdzie i kiedy dzieje się akcja. Przekleństwem mniejszych studiów gier jest to że mają ograniczony budżet. Jednak rozsądnie wykorzystywany potrafi czynić cuda. Tutaj niestety cudów zabrakło. Chronos: Before the Ashes to dobra gra, ale nic więcej. Dobra, żeby wkręcić się w soulsy i potem zagrać w klasyki tego gatunku.