Pewne gry nie ważne jaki mają gameplay czy grafikę, zostają uznane za kultowe, są to takie perełki wśród ogromu dostępnych produkcji. Muszę się Wam przyznać, że pierwszy raz w Ori and the Blind Forest grałem na PC-ecie. Już wtedy byłem oczarowany tym jak wspaniale wygląda przygoda małego duszka lasu. W Grudniu 2020 na Nintendo Switch wydano pudełeczko z definitive edition, czy warto było kupić Oriego po raz drugi? Tego dowiecie się z recenzji! Jak zwykle pod spodem recenzja wideo!
Jeśli ktoś śledzi nasz kanał to miałem okazję i przyjemność zrecenzować już drugą część Oriego na Xboxa zatytułowaną “Will of the Wisps”, bo jak wiecie lub nie Moon Studios odpowiedzialne za obie części należy do Microsoftu więc pierwotnie obie gry pojawiły się właśnie na wspieranym przez zielonych środowisku. Link do recenzji znajdziecie w tutaj.
Historia naszego świecącego małego przyjaciela zaczyna się bardzo niepozornie. Światło życia umieszczone na największym i najstarszym drzewie krainy, zostaje rozdarte podczas ogromnej burzy. Od korony zostaje oddzielony mały fragment, który ląduje sobie gdzieś w mało interesującym miejscu w środku lasu Nibel. Odnajduje je dziwne stworzenie przypominające nieco skrzyżowanie ptaka, człowieka i małpy. Nie patrząc kim lub czym jest nasza kuleczka światła, Naru – bo tak zwie się to stworzenie, zaczyna go wychowywać jak swojego potomka i pokazuje jak przetrwać w lesie.
Sielanka nowo powstałej rodziny nie mogła jednak trwać wiecznie… Pewnego razu życiodajna energia znów wzbiera na sile i pragnie by zaginiony fragment, który stał się naszym duszkiem powrócił tam gdzie jego miejsce. Zauważa to wielka sowa Kuro, która winą za utratę potomstwa obarcza święte światło. Gdy spostrzega rozbłysk energii rozkrusza je na kawałeczki. Życiodajne światło drzewa gaśnie na zawsze, a las staje się nieprzystępnym miejscem do życia gdzie żaden owoc nie jest już wstanie się obrodzić.
Nasz mały duszek Ori poznaje czym jest śmierć najbliższych, można powiedzieć, że traci także swoje światło i chęć do życia. Las jednak nie zapomniał o swym dziecku i ostatkiem sił przywraca Oriego do życia. Teraz nasz mały duszek dowiaduje się, że nic nie dzieje się przypadkiem i żeby zapobiec katastrofie jaką jest śmierć całego lasu, musi odnaleźć i obudzić duchy żywiołów by przywrócić harmonię w Nibel.
Najpierw opowiem o rozgrywce dla osób, które nie miały kontaktu z pierwowzorem. Ori to gra z gatunku metroidvanii, czyli kilkukrotnie będziemy musieli przemierzać lokacje w tę i z powrotem, aby w jednym miejscu znaleźć przysłowiowy klucz do zamkniętych drzwi położonych na drugim końcu tego samego poziomu.
W naszym przypadku częściej będzie miało to postać znalezienia odpowiedniej drogi adekwatnej do aktualnie posiadanych zdolności, przełączenie odpowiedniej dźwigni lub też dotarcie do uśpionej w drzewie mocy ducha lasu, i odblokowaniu zdolności, która pozwoli nam iść w nowe niezbadane miejsca.
W trakcie swojej wędrówki Ori nauczy się wielu przydatnych sztuczek, jak chwytanie się ścian, które to w początkowym etapie rozgrywki jest pierwszym naszym ułatwieniem w podróży, by potem uzyskać szereg innych zdolności, które znacząco wpłyną na możliwość poruszania się. Wśród nich mamy przykładowo podwójny skok, czy spadochron w postaci znalezionego pióra Kuro, które pozwoli nam poszybować na dalekie dystanse. Zdolności jest całkiem sporo i nie będę opisywał ich wszystkich bo lepiej jeśli przekonacie się w trakcie rozgrywki do czego zdolny jeszcze jest nasz bohater. Nowością poświęcę osobny akapit, ale nie wyprzedzajmy faktów.
Na szczęście w swojej agonalnej wędrówce, podczas której będziemy cierpieć i umierać niczym w soulsach setki razy, Ori nie pozostaje bierny w walce, i dzięki kulą energii świetlnej może atakować napotkane stworzenia, które wraz z obumarciem lasu stały się naszymi wrogami i na każdym kroku chcą nas skrzywdzić.
Pozbycie się przeciwnika sprawia, że otrzymujemy doświadczenie, które to zamieniane jest na “ability points” czyli punkty zdolności. Te z kolei możemy wydać w specjalnym drzewku rozwoju, aby polepszyć siłę naszego świetlnego ataku, odblokować widzenie gdzie na mapie znajdują się ukryte znajdźki jak kule energii, życia, czy pozostawione dodatkowe kule zdolności, które z automatu dają nam dodatkowy punkt do rozdania. I ostatnia najważniejsza gałązka, zawierające inne pozostałe atrybuty jak choćby oddychanie pod wodą, które będzie niezbędne aby znaleźć wszystkie ukryte sekrety pozostawione na mapie.
Jedyne czego brakuje w pierwszej części to spektakularnych walk z bossami. Jak już wspomniałem główną atrakcją rozgrywki jest to, że unikamy przeszkód i staramy się umrzeć jak najmniej. A trzeba przyznać, że nie jest to takie łatwe jak mogłoby się wydawać, bo każdy, KAŻDY poziom najeżony jest przeszkodami, które mają nam utrudnić drogę do celu. Od zablokowanych drzwi, po rozsiane po każdym zakątku, pnącza z kolcami, które unieruchamiają nas niemal natychmiastowo zabierając przy tym sporą część życia. Nie ułatwiają nam tego także żyjące istoty w lesie, a także samo naturalne środowisko, które poprzez zatrucie staje się dla nas zagrożeniem samym w sobie. No jak już mówiłem brakuje tu tylko jakiś ciekawych potyczek z bossami, ale zamiast tego po każdym ważniejszym etapie gry musimy zmierzyć się z żywiołem dominującym w danej krainie. Matko jak sobie przypomnę ile się wściekałem gdy pierwszy raz grałem w Oriego na PC i uciekałem po tym drzewie przed tą cholerną wodą! Leciały soczyste przekleństwa!
Jak już widzicie Ori to przykład tego jak z gry dwuwymiarowej stworzyć małe dzieło sztuki. Ruchomy obraz, rzekłbym animowana baśń. Gra jest pełna kolorów, magii i niezbadanej tajemnicy. Każdy poziom to kolejna malownicza kraina, która czeka tylko aby pokazać nam co ma do zaoferowania. Widać tutaj nieskrępowaną inspirację studiem Ghibli, szczególnie w kreacji postaci, ale także i świata. Szczerze to właśnie gdy pierwszy raz zobaczyłem opowieść o duszku lasu na myśl przyszły mi dwie produkcje właśnie tego studia, “Księżniczka Mononoke” i “Mój Sąsiad Totoro”. Choć w nieco agresywniejszym tonie. Wszystko to doprawione jest cudowną muzyką skomponowaną przez Gareth’a Coker’a. To ona w ogromnej mierze nadaje Oriemu ten niepowtarzalny klimat. Z resztą nie będę dłużej opowiadał sami lepiej się przekonajcie.
Tak to wygląda pod względem tego co oferuje nazwijmy to podstawa. Jakie nowości zaszły w edycji ostatecznej? Już mówię. Po pierwsze dwa nowe poziomy “Black Root Burrows”, które początkowo jest zupełnie ciemne i mroczne, a także drugi rozległy obszar “Lost Grove”, które jest przeciwieństwem pierwszego i pokazuje nam tylko, że da się stworzyć coś jeszcze piękniejszego niż to co widzieliśmy do tej pory.
Wspominam w pierwszej kolejności o nowych poziomach bo to właśnie w nich znajdziemy i odblokujemy dwie wcześniej niedostępne umiejętności. Pierwsze z nich to “Dash” czyli nagłe przyspieszenie, przyznaję, że jest to spore ułatwienie względem pierwowzoru, ale bez niej nie uda nam się ukończyć nowego poziomu w 100%. Drugą nową umiejętnością jest “Light burst”, czyli rzucanie piłeczką światła, którą możemy wykorzystywać w różnoraki sposób. Albo do ataku przeciwników, albo żeby przełączać specjalne przygotowane “przyciski” i dostać się w zamknięte wcześniej miejsca, a także by uczepić się w powietrzu i poszybować dalej.
Kolejnym usprawnieniem jest wprowadzenie dwóch nowych poziomów trudności. Duża część graczy narzekała, że Ori na “normalu” jest zbyt trudny. Wysłuchano tych głosów i wprowadzono poziom trudności “One Life”, który zmienia rozgrywkę w koszmar. Wymaga od nas on rozpoczęcia całej gry od nowa w przypadku gdy umrzemy. Ekstra co nie?! A na serio drugim jest Easy, który pozwala na łatwiejsze cieszenie się rozgrywką. Ulepszeń jest jeszcze kilka w tym Fast Travel, którego wcześniej nie doświadczyliśmy w standardowej edycji. Co znacząco przyśpiesza eksplorację mapy. Za interesującą i zarazem bardzo przydatną uważam opcje usunięcia autozapisu i zastąpienie go ręcznym w postaci pozostawienia po sobie coś na wzór kwiatuszka lub ogniska w dowolnym bezpiecznym miejscu. To jednak kosztuje kule energii więc musimy rozsądnie decydować kiedy zapisać grę, a kiedy nie. Tyle pod względem mechaniki.
Pod względem audiowizualnym port na Nintendo Switcha to przykład tego jak dobrze wykonać powierzoną robotę! Gra wyświetlana jest w rozdzielczości 1080p gdy zadokujemy nasza konsole oraz 720p w trybie przenośnym. No i najlepsza możliwa wiadomość dla purystów klatek, tak Ori and the Blind Forest działa płynnie i stabilnie w 60 ramkach na sekundę bez względu czy gramy mobilnie czy nie!
Muszę jeszcze dodać, że wydanie ostateczne zaopatrzone jest w dodatkowe bonusy, przede wszystkim 6 pocztówek z grafikami z gry. Do zamówienia przedpremierowego dodawany był także kozacki brelok świecący w ciemności, a także cyfrowa ścieżka dźwiękowa. Na karcie z grą znajdują się również materiały z tworzenia gry, grafiki koncepcyjne i tym podobne.
Tak teraz jestem pewny, że wspomniałem o wszystkim co dobre w tej grze! Czas przejść do malutkiego minusika, a w zasadzie dwóch. Pierwszy to długość gry, bo mimo 2 nowych poziomów wprawny gracz ukończy i wymasteruje grę w nie więcej niż około 9h. Drugą dużo bardziej rażącą sprawą jest fakt, którego nie poprawiono już od czasów wydania premierowego. Opóźnienie w reakcji Oriego na klikane przez nas przyciski. Z ciekawości sprawdziłem czy problem występuje w przypadku joy conów i dedykowanego pada, ale niestety obie opcje to potwierdzają. Idzie się do tego przyzwyczaić i wyrobić w mózgu poprawkę na reakcję nie mniej jednak w drugiej części wyeliminowano ten problem, także jestem zaskoczony, że tutaj tego nie zrobiono. Dodatkowo poziomy trudności jak Easy i One life powinny być w grze od samego początku a nie tylko w edycji ostatecznej.
Jak więc widzicie, gra to w zasadzie same zalety, a minusów jest tyle co kot napłakał. Rzadko mam okazję recenzować tytuł, przy którym nie waham się długo z oceną, Ori and the Blind Forest jest tego doskonałym przykładem. Ta gra urzekła mnie za pierwszym, drugim, i każdym kolejnym razem gdy po nią sięgam. Tak więc ocena nie może być inna niż pełna 10! Jeśli graliście już w Oriego wcześniej nie zaskoczy on Was niczym wielkim, ale dalej cieszy równie mocno. Jeśli nie mieliście okazji zagrać to jest to tytuł, który musi znaleźć się w Waszej bibliotece gier ukończonych!