Sonic Forces | Recenzja

Zazwyczaj dobre platformery 3D wychodzą tylko Nintendo, później jest długo, długo nic i pojawia się Sega z Soniciem. Tu akurat sprawa jest prosta bo gry z niebieskim jeżem albo się lubi albo nie. Czasem są albo lepsze, czasem gorsze, ale jedno jest pewne zawsze są szybkie. Ja osobiście lubię od czasu do czasu bezwiednie pędzić przez plansze i zbierać te złote pierścienie. Jak to wyszło tym razem? Zapraszam więc do recenzji, jak zawsze na samym dole pod tekstem znajdziecie wersje wideo 🙂

Sonic Forces to platformowa gra akcji z elementami zręcznościowymi, można powiedzieć, że to duchowy następca popularnej sagi gier z niebieskim jeżem znanej z Nintendo Wii,  noszącej podtytuły “the secret ring”i “the black knight”. Ale tak naprawdę jedyne co w nich podobne to to, że są z perspektywy trzeciej osoby, choć też tak nie do końca zawsze, ale o tym później. Najpierw coś słowem wstępu co tak właściwie się tutaj dzieje. Fabuła to nic odkrywczego, Dr Eggman próbuje przejąć kontrolę nad światem, tym razem nie tylko dzięki swoim szalonym roboto-wynalazkom ale jego genialnemu objawieniu jakim jest nowy przeciwnik Infinite. Jest on na tyle silny, że ruch oporu walczący od dawna z Eggmanem nie jest sobie w stanie z nim poradzić, ba nawet sam Sonic początkowo nie daje rady! I gdy wszelka nadzieja ulatnia się pojawiamy się My jako nasz stworzony Avatar. 

Wcielamy się w tutaj zasadniczo w trójkę postaci. Pierwsza z nich to wspomniany Avatar, którego tworzymy z dostępnej puli gotowych schematów ras zamieszkujących ten świat. Do dyspozycji mamy między innymi, jeża, kota, psa, niedźwiedzia. Każda z nich charakteryzuje się specjalnymi atrybutami, pomagającymi nam w trakcie rozgrywki. Ja akurat wybrałem kota ze względu na jego atrybuty i może troszkę ze względów estetycznych. Personalizujemy wygląd ogólny jak oczy, uszy, dłonie a także nazwijmy to rodzaj obuwia. Wraz z postępem fabularnym będziemy także odblokowywać kolejne akcesoria, jak t-shirty, nowe buty, sukienki, rękawiczki itd, itd. Generalnie fajna sprawa! Jedyny minus tej postaci to to, że cała rozgrywkę pozostaje niema. Ale to już szkopuł bo nie tylko nasz avatar tak ma, a Sonic z innego wymiaru także. 

Dobra to już teraz Wam zdradzę, że będziemy grać dwoma Sonicami równocześnie! Tym z tej growej rzeczywistości i tej 2D. Na potrzebę recenzji nazwałem go niemym by lepiej odróżniać ich od siebie. Posiada zdolności klasycznego niebieskiego jeża, przyspieszenie i zmianę w kolczastą kulkę która może niszczyć wrogów. Zaś Sonic 3D potrafi to samo tylko adekwatnie w trójwymiarze, a zamiast zmieniać się w kulkę ma super przyspieszenie, które toruje nam drogę z przeciwników. Najlepiej pod względem mechaniki i tego co jest w stanie robić wypada nasz Avatar, bo oprócz pędzenia na złamanie karku, może przyciągać się do obiektów za pomocą specjalnej linki a także strzelać ognistymi nabojami z pistoleto podobnej broni.

Szkoda, że trochę śmierdzi tu pójściem na łatwiznę. Tytuł nosi nazwę Sonic Forces, cała fabuła opowiada o ruchu oporu, a dostajemy do gry wykreowana przez nas postać i dwa Sonici?! No trochę słabo… bo skoro mamy możliwość dowolnego wymodelowania postaci to jaki był problem dać do każdej misji innego bohatera z ruchu? Występują oni w przerywnikach ale chyba świetnie byłoby zagrać Knucklesem, Tailsem, czy choćby Rouge. Okej, okej w darmowym DLC z PS Store dostajemy Shadowa i ewentualnie Super Sonica ale to już trzeci  Sonic? Ileż można!

Rozgrywka jak to w Sonicu jest niezniszczalna jak pewien model mercedesa, i mimo wiekowej mechaniki nie przestaje pędzić. Pokonujemy plansze starając zebrać jak najwięcej złotych pierścieni. Czasem coś sobie poskaczemy, postrzelamy naszym Avatarem, pojeździmy po rynnach, po podciągamy na specjalnej lince i tak od początku do końca planszy. Wszystko to musimy zrobić w jak najkrótszym czasie. Do tego jesteśmy także nagradzani za jak najmniejsza ilość powtórzeń danego etapu. Inaczej mówiąc im mniej razy zginiemy na danej planszy tym lepszy uzyskamy wynik końcowy. Proste i sprawiedliwe. To samo tyczy się gdy gramy Sonicami choć z trochę różnej perspektywy to zasada działania jest ta sama.

Obiecującą choć na krótką metę odmianą jest zagranie stworzoną przez nas postacią i Soniciem równocześnie a zarazem oddzielnie w jednym etapie. Możemy swobodnie się miedzy nimi przełączyć i elementy nazwijmy to potyczki z wrogami, łatwiej pokonać dzięki broni naszego stworzonego bohatera. Zaś elementy planszy typowo zaprojektowane aby pędzić, Sonic bierze na jedno tempo. Włącza turbo przyspieszenie i już nic nie stoi nam na przeszkodzie. 

Podobnie ma się to z Bossami, dużo łatwiej jest pokonać je Avatarem i “bronią” niż Soniciem, w stylu podskocz, przypieprz i odskocz. Na temat bossów w zasadzie nie mam wiele do powiedzenia, fajnie że są przynajmniej jakoś oddzielają to bieganie od siebie i dają poczucie, że jednak do czegoś się w tej grze zmierza. Nie mniej jednak walka z nimi nie była zbytnio wymagająca, także próżno tu szukać tego czegoś. Ja w sumie nie narzekam dobrze od czasu do czasu pograć w grę, która działa czysto relaksacyjnie, a nie frustruje nas porażką na każdym kroku..

No i są jeszcze jakby to nazwać, wyzwania. Czyli opcja dodatkowego, urozmaiconego scenariusza na rozegranym już etapie. Podlega on specjalnym warunkom, które musimy spełnić aby go ukończyć. Często to przejście etapu bez żadnego powtórzenia, z dodatkowa ilością wrogów lub w określonym zakresie czasowym. Przyznam się szczerze, że tej części gry poświęciłem zdecydowanie najmniej czasu. Nie lubię wracać do tego samego poziomu jeśli nie muszę. Więc polecam sprawdzić to osobiście czy trafi to w Wasze upodobania. 

Mechanika jak już wiecie jest turbo prosta, odmóżdżająca ale także przyjemna i relaksująca. Do tego dochodzi jeszcze całkiem znośna i power upówa muzyka, która może nie jest najwyższych lotów, ale kurde mnie się grało przy niej całkiem nieźle! W takcie ślizgów czujemy to tempo, czujemy tą energię płynącą z ekranu i naszych głośników. Jak wspomniałem może ona brzmieć tandetnie ale mnie kupują takie kawałki w grach, i cieszę się, że zapadają w głowie na dłużej. Twórcy często zapominają, że na grę składa się wiele czynników a w tym także świetny soundtrack, a nie tylko wypasiona grafika!

No właśnie a jak się ma grafika? A no całkiem nieźle! Nie urywa tyłka ale też nie ma jakiś zapaści technologicznej. Jest schludna, żywa i kolorowa. Znane wyjadaczom serii miejscówki jak Green Hell (zależnie od tłumaczenia znajdziemy także Green Hill), Chemical Lab są pięknie odwzorowane z 16 bitowego oryginału. Niektóre przeniesione w trójwymiar inne dalej pozostają w 2D, ale utrzymują stały poziom. Jednym słowem są wykończone i kompletne. Nie ma takiej sytuacji, że czegoś na nich brakuje, a to cieszy oko podczas rozgrywki i zasługuje na dużego plusa. I mimo ciągłego, szybkiego tempa to jesteśmy w stanie dostrzec te detale bez najmniejszego problemu.

Czas więc na prędkie podsumowanie. Sonic Forces to gra, krótka, szybka i przyjemna. W sam raz na nie długie posiedzenia przed konsolą. Zagrać sobie dwa czy trzy etapy i wyłączyć. Grafika nie jest cudem technologicznym ale też nie umniejsza grze i nie sprawia, że odechciewa się nam grać. Rozgrywkę opanuje nawet najmłodszy gracz co też świadczy o tej grze dobrze. Poziomy trudności są dobrze wyważone i easy śmiało możemy dać dziecku, a my możemy szlifować umiejętności na wyższych. Do tego dochodzi tandetny ale urokliwy soundtrack, który cholernie wpada w ucho! Jeśli miałbym ocenić Sonic Fores to dam tej grze mocną 7. Był fajny potencjał wykorzystania wszystkich znanych postaci ale został on zduszony przez przesyt Sonica w Sonicu. Gra ma swoje wady ale i plusy także. Warto dać jej szansę bo możecie się pozytywnie zaskoczyć!  

 

Otagowano , , , , .Dodaj do zakładek Link.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *